Od ich ostatniego spotkania minęły dwa miesiące, od tej bezsensownej kłótni. I słów których , od razu pożałował.
Kompletnie się jej nie spodziewał pod tą galerią handlową. Tak naprawdę od dawna , nawet o niej nie myślał. Po kilkunastu dniach od zawodów w Oberstdorfie , prawie o niej zapomniał. Dopiero dzisiaj Karl sprawił, że Tina znów pojawiła się w jego głowie . A teraz nagle wpadł na nią na tym parkingu. Jeszcze w momencie jak okradła jego siostrę.
Teraz zerkał na nią z boku. Jak wściekła, siedziała w jego aucie. Wpatrując się w boczną szybę samochodu.
-Chyba żartujesz?- odezwała się do niego po raz pierwszy odkąd weszła do auta. Gdy zatrzymał się pod swoim domem i otworzył jej drzwi. Zaśmiał się i pokręcił przecząco głową. Naburmuszyła się, ale bez słowa podreptała za nim.
Przepuścił ją w drzwiach i dokładnie je zamknął, chowając klucz do kieszeni. Prychnęła, gdy popchnął ją lekko w kierunku salonu. Usiadła na brzegu kanapy wbijając wzrok w podłogę.
-Oddaj najpierw ten telefon- widział, że chciała zaprotestować. Zrezygnowała jednak z tego i wyciągnęła go z kieszeni podając mu do ręki. Odsunęła się gwałtownie, gdy dotknęła jego dłoni.
-Od razu wiedziałeś , że go mam?- odezwała się cicho, pokiwał tylko głową- dlaczego więc nie pozwoliłeś wezwać policji?
-Zamówię coś do jedzenia- wyszedł do kuchni , całkowicie ignorując jej pytanie. Zaklął cicho. To znów się działo. Znów w jej towarzystwie miał to dziwne uczucie, którego do końca nie potrafił sprecyzować. I nie, nie chodziło tu tylko o seks. Chodź nie mógł zaprzeczyć, że odkąd znów ją zobaczył, myślał o tym żeby wylądować z nią w łóżku.
Westchnął i zamówił jedzenie. Powoli przygotował kawę w ekspresie. I rozlał do dwóch kubków. Jak najbardziej starał się opóźnić swój powrót do pokoju. Nie miał pojęcia jak z nią rozmawiać. O czym. Jak zachowywać się w jej towarzystwie. Zastanawiał się co mu strzeliło do głowy, że przywiózł ją do domu. Wiedział jednak, że nie mógł inaczej. Jeszcze po tej rozmowie z Karlem. Chciał jej jakoś pomóc.
Do tego musiał mieć ją przy sobie. W jakiś sposób potrzebował jej towarzystwa. Jej uśmiechu, którego dziś brakowało na jej twarzy. Jej spojrzenia niebieskich oczu, które dziś było tak przerażająco puste. Potrzebował jej całej.
-Weź się w garść- prychnął pod nosem. Zabrał kawę i udał się do pokoju. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech gdy na nią spojrzał. A jego serce nagle zalała fala ciepła. Dziewczyna zwyczajnie zasnęła na jego kanapie. Postawił cicho kubki na stole. I rozglądnął się za czymś do przykrycia. Gdy nic nie znalazł, szybkim krokiem przeszedł do sypialni i zabrał kołdrę.
Okrył ją delikatnie, poruszyła się nieznacznie. Ale nie obudziła się.
-Weź się w garść- prychnął pod nosem. Zabrał kawę i udał się do pokoju. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech gdy na nią spojrzał. A jego serce nagle zalała fala ciepła. Dziewczyna zwyczajnie zasnęła na jego kanapie. Postawił cicho kubki na stole. I rozglądnął się za czymś do przykrycia. Gdy nic nie znalazł, szybkim krokiem przeszedł do sypialni i zabrał kołdrę.
Okrył ją delikatnie, poruszyła się nieznacznie. Ale nie obudziła się.
Uśmiechnął się i zajął miejsce w fotelu na przeciwko.
Chwycił do rąk telefon i próbował skupić się na przeglądanych mediach społecznościowych. Nie potrafił jednak. Ciągle zerkał w jej stronę. Uśmiechając się do siebie. Czuł się dziwnie szczęśliwy. Tylko dlatego , że była tak blisko. Że miał ją ją na wyciągnięcie ręki.
Chwycił do rąk telefon i próbował skupić się na przeglądanych mediach społecznościowych. Nie potrafił jednak. Ciągle zerkał w jej stronę. Uśmiechając się do siebie. Czuł się dziwnie szczęśliwy. Tylko dlatego , że była tak blisko. Że miał ją ją na wyciągnięcie ręki.
Jednak czuł też niepokój. Martwił się o nią. Dziewczyna nadal kradła. Mógł przypuszczać, że nawet częściej niż wcześniej. Wzdrygnął się na samą myśl o tym, że mogła ten telefon zwinąć komuś innemu. Albo, że mógł przyjechać do tej cholernej galerii chwilę później. Co wtedy by się z nią stało. Kto by jej pomógł?
Zaklął cicho gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Dziewczyna jednak nie poruszyła się. Wstał szybko i poszedł otworzyć. Wcisnął dostawcy pieniądze do ręki i nie czekając na resztę, zamknął drzwi. Położył jedzenie w kuchni i na powrót zajął miejsce w fotelu.
-Wyspałaś się? - Freitag uśmiechnął się , gdy zauważył że Tina przeciąga się leniwie. I siada na kanapie.
-Dlaczego pozwoliłeś mi tu zasnąć ? - szepnęła, lekko zawstydzona.
-A niby dlaczego miałbym tego nie robić? - zaśmiał się i wstał- pewno jesteś głodna? Wszystko już dawno wystygło , ale zaraz to ogarnę.
- Nie zawracaj sobie mną głowy, będę się zbierać- prychnęła. Założyła buty i popędziła w kierunku drzwi.
- Nie wygłupiaj się- chwycił ją za rękę na co od razu odskoczyła jak opatrzona . Podniósł ręce do góry i zaśmiał się- rozumiem. Mam trzymać ręce przy sobie. Ale i tak Cię nie wypuszczę, dopóki nie zjesz.
-A jak zacznę wrzeszczeć?
-Spróbuj- odwrócił się i zostawił ją samą. Martina szarpnęła za klamkę. Zamknięte. Przewróciła oczami i zrezygnowana podreptała za nim.
-Jednak postanowiłaś zostać?- mrugnął do niej .
- Nie mam ochoty się z Tobą kłócić- rzuciła , usiadła przy stole ciągle się w niego wpatrując.
Zaśmiał się, niezmiernie zadowolony z tego faktu.
-Teraz mogę już iść?- Tina odsunęła od siebie pusty talerz. I wstała od stołu.
- Zwariowałaś? Jest środek nocy- włożył wszystko do zmywarki i całkowicie ją ignorując poszedł do salonu.
Dziewczyna zaklęła pod nosem. Co on sobie do cholery myślał. Nie zamierzała tutaj siedzieć. Do tego z nim.
- Możesz mnie wypuścić?- zapytała idąc za nim, próbując zachować jeszcze spokój.
-A co zaczniesz wrzeszczeć?- znów się zaśmiał. Jakby cała ta sytuacja niezmiernie go bawiła. Jej nie było do śmiechu. Wkurzał ją. Ogromnie. Nie to było jednak najgorsze. Najgorsze było to , że równocześnie cholernie mocno ją pociągał. A wspomnienia wracały do niej że zdwojoną siłą. Wzbudzając w niej jednocześnie złość i pożądanie.
- To naprawdę przestaje być zabawne - prychnęła po kolejnych kilkunastu minutach. Siedziała na skraju kanapy. W jak najdalszej odległości od niego. Bojąc się już nawet na niego patrzeć. Nerwowo zaciskała palce , wpatrując się w podłogę.
-Gdzie teraz mieszkasz ? - zapytał. Jakby w ogóle nie słyszał, co powiedziała. Uniosła słabo głowę, gdy poczuła, jak siada obok niej.
- Nie Twoja sprawa- Richard westchnął, po jej słowach. Łatwo nie będzie. Nie miał zamiaru jednak odpuszczać. Już nie.
-Posłuchaj....
- Nie. To Ty posłuchaj- przerwała mu wściekła- nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Nie chcę mieć z Wami nic wspólnego. Kiedy Wy to zrozumiecie? Kiedy w końcu odczepicie się ode mnie? Dając mi żyć w spokoju. Czy to naprawdę takie trudne?
- Naprawdę chciałbym Ci jakoś pomóc.
- Serio? - parsknęła - czego oczekujesz w zamian ? Mojej dostępności na każde zawołanie? Seksu na telefon ?
-Wnioskuję po dzisiejszym, że telefonu nie masz. Więc to odpada - zmrużył oczy, przyglądając jej się. Dziewczyna zgrzytnęła zębami. Była coraz bardziej wściekła. Jemu chciało się zwyczajnie śmiać.
-Jesteś... Nawet nie zaprzeczysz- warknęła.
-Powiedz mi po co ? Ty i tak wiesz swoje.
-Bo tak jest.
-A gdyby jednak tak nie było? Gdybym tak zwyczajnie chciał Ci pomóc?- przysunął się bliżej niej. Błąd. Dziewczyna momentalnie wbiła się w róg kanapy.
-Dlaczego?
-Lubię Twojego brata. Fajny z niego dzieciak - na wspomnienie Dominika , po policzkach dziewczyny spłynęły łzy. Chciał ją przytulić. Nie poruszył się jednak. Otarła twarz wierzchem dłoni.
-W garażu-szepnęła nagle. Nie do końca rozumiał o co jej chodzi- pytałeś gdzie mieszkam. Mieszkam w garażu.
Spojrzał na nią z przerażeniem. Nie, ona nie mówiła poważnie. Przecież nie mogła mieszkać w garażu. To było nieodpowiedzialne i głupie.
-Powiedz, że żartujesz? Przecież to niemożliwe, że żyjesz z bratem w garażu.
-Sama. Dominika zabrali do jakiejś rodziny zastępczej.
Przyjrzał jej się uważnie. Nie wyglądała na kogoś kto ma ochotę na żarty. Po jej policzkach znów spływały łzy. Gdy tylko wspomniała o bracie.
-Idziemy - bez zastanowienia pociągnął ją za rękę. Spojrzała na niego lekko przestraszona. Ale bez słowa ubrała kurtkę i buty. Ciągle trzymając ją za rękę, przemierzali ciemne ulice Oberstdorfu.
Nie musiała pokazywać mu drogi. Doskonale wiedział gdzie ma iść. W ciągu ostatnich tygodni, wielokrotnie mijał jej dom. Nie mając pojęcia, że ona tam jest. Zresztą nawet o niej nie pomyślał. Zaklął w myślach, że tak szybko wtedy odpuścił. Że tak szybko zapomniał.
Puścił jej dłoń , żeby otworzyła kłódkę na drzwiach.
-Włączysz latarkę w telefonie? Nie mam prądu - odezwała się cicho.
To był jakiś obłęd. Jakim cudem dziewczyna, wytrzymała tutaj tak długo. Wsunął się za nią do środka. Światło latarki słabo oświetliło pomieszczenie. W garażu czuć było nieprzyjemny chłód. Wzdrygnął się na samą myśl o tym jak było tutaj zimno , gdy na dworze panowały jeszcze ujemne temperatury.
-Zabierz swoje rzeczy - rzucił przez zaciśnięte zęby . Dziewczyna o dziwo, bez słowa sprzeciwu. Zaczęła upychać swoje ciuchy w plecaku.
Był wściekły na siebie. To przez niego mieszkała w takich warunkach. Przecież mógł pomóc jej już wtedy. W lutym. To nie. Najpierw wypierał się , że zaczyna mu na niej zależeć. A potem obraził się jak dzieciak. Bo wyszła z Philippem.
- Co teraz? Zaprowadzisz mnie na policję? Do opieki ? Gdzie ? - odezwała się cicho. Spojrzał na nią skołowany. Stała przed nim z plecakiem i reklamówką w ręce. W których zmieściła całe swoje życie. W drugiej ręce ściskała małe drewniane pudełko.
-Pozamykaj tu - prychnął , nadal zły na siebie. I zabrał wszystko z jej rąk.
W ciszy wrócili do jego domu. On ciągle zarzucał sobie jakim był idiota. Ona myślała gdzie ją odwiezie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie- odezwała się cicho , ciągle stojąc przy drzwiach.
-Pytanie ? - nie miał pojęcia, że jakieś zadała.
-Policja czy opieka ?
-O czym Ty w ogóle mówisz?- rzucił. Chyba zbyt oschle. Bo dziewczyna nagle skuliła się .
- No zwinęłam ten telefon. Wcześniej tą kasę - Tina była zrezygnowana. Nie miała siły się kłócić. Uciekać. Chyba było jej wszystko jedno. Zawaliła.
Pokręcił głową. Co jeszcze głupiego wpadnie jej do głowy. Pociągnął ją za rękę w kierunku schodów. Otworzył drzwi pokoju i wpuścił ją do środka.
- Luksusów tutaj nie ma. Pokój stał nieużywany. Ale jest zdecydowanie cieplej niż w garażu.
-Ale , że co? Po co mi to mówisz? Odwieź mnie w końcu tam gdzie chcesz. I skończmy tą szopkę- prychnęła. Zaczynała się coraz mocniej denerwować. Chciała mieć to już za sobą.
-Naprawdę myślisz, że chcę Cię gdzieś odwieź? Serio?
-No , a niby po co kazałeś mi zabrać wszystkie rzeczy?
-Bo nie możesz mieszkać w garażu. To niebezpieczne. Naprawdę nie wpadłaś na to? - znów chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą- tu jest łazienka, druga jest na dole. Kuchnie już widziałaś. Ja śpię tutaj. Gdybyś miała ochotę pogadać. Potem dam Ci drugi komplet kluczy.
-Żartujesz? - otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem- naprawdę sądzisz, że zostanę tu z Tobą?
-Miejsca jest dosyć- prychnął. Sam nie do końca wiedział dlaczego to zrobił. Wiedział jednak, że nie mógł pozwolić na to, by dalej mieszkała w tym cholernym garażu.
-Nie mogę tu zostać. I nawet nie chcę- warknęła. Gdy zniknęła wizja policji, odzyskała odwagę- mówiłam Ci już , nie chcę mieć z Wami nic wspólnego. Nie chcę być nic winna , żadnemu z Was.
-Nie jesteś. Niczego od Ciebie nie chcę- irytowała go. Ale równocześnie pociągała.
-Zapewne - zaśmiała się kpiąco- już widzę jak myślisz tylko o tym żeby znów mnie przelecieć.
-Przypominam Ci, że ostatnio to Ty chciałaś wejść mi do łóżka- uśmiechnął się bezczelnie, robiąc krok w jej kierunku. Jej twarz zabarwiła się na czerwono. A w oczach pojawiły się błyskawice.
-Nie zostanę tutaj- wysyczała przez zaciśnięte zęby. Odskakując do tyłu.
-Dobra. Przepraszam- chyba przegiął. Jeśli chce jej pomóc, musi nad sobą panować. Zero zbliżania się do niej. Nie mógł nawet o tym myśleć. Tylko jak miał to zrobić do cholery. Jeśli w jej towarzystwie tylko to chodziło mu po głowie- zostajesz tutaj. Przynajmniej na jakiś czas, potem pomyślimy co dalej.
-Czego oczekujesz w zamian?- zmrużyła oczy, wpatrując się w niego ze złością.
-Mówiłem już niczego. Nie musimy nawet ze sobą rozmawiać, jeśli nie masz na to ochoty. A teraz wybacz, ale pójdę się położyć. Nie wszyscy przespali całe popołudnie i połowę nocy- odwrócił się na pięcie i zniknął jej z oczu.
Tina została sama na środku korytarza , nie mając pojęcia co o tym wszystkim myśleć.Zaklęła pod nosem i pomaszerowała do pokoju. Który rzekoma miał być teraz jej. Usiadła na łóżku. Po chwili usłyszała jego kroki na korytarzu i szum wody w łazience. Westchnęła. Jak on sobie to wyobrażał? Że co, zamieszkają sobie razem? Jak? Nie znała go. A on jej. Oprócz tamtej nocy tak naprawdę nic ich nie łączyło. Byli dla siebie obcymi ludźmi. To nie miało prawa się udać.
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że zostanie tutaj kusiło ją. Przez jakiś czas mogła mieć chociaż namiastkę domu. Swój własny kąt. Wygodne łóżko, jedzenie i co najważniejsze , było ciepło. Tylko za jaką cenę? Nie uwierzyła mu, że niczego od niej nie oczekuje. Była pewna, że miało to swoją cenę.
Pokręcił głową. Co jeszcze głupiego wpadnie jej do głowy. Pociągnął ją za rękę w kierunku schodów. Otworzył drzwi pokoju i wpuścił ją do środka.
- Luksusów tutaj nie ma. Pokój stał nieużywany. Ale jest zdecydowanie cieplej niż w garażu.
-Ale , że co? Po co mi to mówisz? Odwieź mnie w końcu tam gdzie chcesz. I skończmy tą szopkę- prychnęła. Zaczynała się coraz mocniej denerwować. Chciała mieć to już za sobą.
-Naprawdę myślisz, że chcę Cię gdzieś odwieź? Serio?
-No , a niby po co kazałeś mi zabrać wszystkie rzeczy?
-Bo nie możesz mieszkać w garażu. To niebezpieczne. Naprawdę nie wpadłaś na to? - znów chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą- tu jest łazienka, druga jest na dole. Kuchnie już widziałaś. Ja śpię tutaj. Gdybyś miała ochotę pogadać. Potem dam Ci drugi komplet kluczy.
-Żartujesz? - otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem- naprawdę sądzisz, że zostanę tu z Tobą?
-Miejsca jest dosyć- prychnął. Sam nie do końca wiedział dlaczego to zrobił. Wiedział jednak, że nie mógł pozwolić na to, by dalej mieszkała w tym cholernym garażu.
-Nie mogę tu zostać. I nawet nie chcę- warknęła. Gdy zniknęła wizja policji, odzyskała odwagę- mówiłam Ci już , nie chcę mieć z Wami nic wspólnego. Nie chcę być nic winna , żadnemu z Was.
-Nie jesteś. Niczego od Ciebie nie chcę- irytowała go. Ale równocześnie pociągała.
-Zapewne - zaśmiała się kpiąco- już widzę jak myślisz tylko o tym żeby znów mnie przelecieć.
-Przypominam Ci, że ostatnio to Ty chciałaś wejść mi do łóżka- uśmiechnął się bezczelnie, robiąc krok w jej kierunku. Jej twarz zabarwiła się na czerwono. A w oczach pojawiły się błyskawice.
-Nie zostanę tutaj- wysyczała przez zaciśnięte zęby. Odskakując do tyłu.
-Dobra. Przepraszam- chyba przegiął. Jeśli chce jej pomóc, musi nad sobą panować. Zero zbliżania się do niej. Nie mógł nawet o tym myśleć. Tylko jak miał to zrobić do cholery. Jeśli w jej towarzystwie tylko to chodziło mu po głowie- zostajesz tutaj. Przynajmniej na jakiś czas, potem pomyślimy co dalej.
-Czego oczekujesz w zamian?- zmrużyła oczy, wpatrując się w niego ze złością.
-Mówiłem już niczego. Nie musimy nawet ze sobą rozmawiać, jeśli nie masz na to ochoty. A teraz wybacz, ale pójdę się położyć. Nie wszyscy przespali całe popołudnie i połowę nocy- odwrócił się na pięcie i zniknął jej z oczu.
Tina została sama na środku korytarza , nie mając pojęcia co o tym wszystkim myśleć.Zaklęła pod nosem i pomaszerowała do pokoju. Który rzekoma miał być teraz jej. Usiadła na łóżku. Po chwili usłyszała jego kroki na korytarzu i szum wody w łazience. Westchnęła. Jak on sobie to wyobrażał? Że co, zamieszkają sobie razem? Jak? Nie znała go. A on jej. Oprócz tamtej nocy tak naprawdę nic ich nie łączyło. Byli dla siebie obcymi ludźmi. To nie miało prawa się udać.
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że zostanie tutaj kusiło ją. Przez jakiś czas mogła mieć chociaż namiastkę domu. Swój własny kąt. Wygodne łóżko, jedzenie i co najważniejsze , było ciepło. Tylko za jaką cenę? Nie uwierzyła mu, że niczego od niej nie oczekuje. Była pewna, że miało to swoją cenę.