wtorek, 19 marca 2019

12



 
-Zabierzcie ją stąd - ten sam głos, który nie pozwolił jej wejść do środka. Zwrócił się do kogoś za nią. Znów się szarpnęła. Uścisk jednak nie zelżał.
-Uspokój się Tinka - cichy głos Philippa, rozległ się tuż przy jej uchu. Jego ręce pociągnęły ją do tyłu. Nie miała siły dłużej się szarpać. Pozwoliła mu odciągnąć się na bok.
-Dominik. Gdzie jest Dominik?- odezwała się ledwo słyszalnym szeptem. Z jej oczu nieprzerwanie spływały łzy. Trzęsła się z zimna. Philipp nakrył ją kurtką, zabraną z pokoju.
-W szpitalu. Moja mama jest z nim. Jest przerażony. Ma złamaną rękę i jest trochę poobijany. Ale poza tym nic mu nie jest - odezwał się Jonas. Tina poczuła jak olbrzymi kamień spada jej z serca.
-Złamaną rękę?
-Wyskoczyłem z nim przez okno. Nie miałem innego wyjścia. Na dole  był ogień. Nie chciałem czekać na straż.
-Ty?- nic nie rozumiała. Skąd się tam wziął Jonas?
-Poszedłem do domu, gdy zostawiłem Was samych. Zagadałem się z mamą. I gdy wróciłem Ciebie już nie było. Spotkałem kumpla i plątaliśmy się po ulicach. Gdy zobaczyłem ogień.
-Dziękuję, że tutaj byłeś Jonas- znów zaczęła płakać. Czuła ogarniające ją wyrzuty sumienia. Jej brat potrzebował pomocy, a ona zabawiała się w tym czasie z Freitagiem. Mimo, że przeczuwała, że coś się stało.
-Tina... - Jonas przerwał nagle. Nie patrząc jej w oczy.
-Muszę do niego iść . Zaprowadźcie mnie - musiała go zobaczyć. Musiała na własne oczy przekonać się, że nic mu nie jest.
-Poczekaj - coś w głosie Philippa ją zaniepokoiło. Znów poczuła strach , ściskający jej serce. Nagle , przypomniała sobie o ojcu. Spanikowała. Nienawidziła go. Wiele razy  życzyła mu śmierci ,  ale..
-Co z tatą? - szarpnęła Jonasa za kurtkę.
-Przepraszam Tina. Ale nie miałem więcej czasu. Nie zdążyłem Tina - coś ścisnęło ją za gardło. Poczuła bezgraniczny strach, że zostali sami. Czuła jak ziemia osuwa jej się z pod nóg. A przed oczami robi się ciemno.



    Otworzyła oczy, tępym wzrokiem patrząc przed siebie. Była w pokoju hotelowym. Takim samym jak ten w którym spędziła dzisiejszą noc z Freitagiem. Nie był to jednak, pokój Richarda. Podniosła głowę, słysząc obok siebie czyjeś głosy .
  Przy jej łóżku siedział Philipp. Cicho rozmawiając z jakimś chłopakiem. Odwrócił się w jej stronę, gdy zdał sobie sprawę z tego, że się ocknęła. Wpatrywał się w nią zatroskanym wzrokiem. Nagle wszystko sobie przypomniała. I z jej gardła wydobył się cichy krzyk.
  Philipp od razu znalazł się przy niej. Zamykając w swoim uścisku. Gładził ją po plecach czekając cierpliwie aż się uspokoi.
-Gdzie Jonas?- odezwała się nagle cicho. Nie przestając płakać. Chłopak towarzyszący jej przyjacielowi. Szybko opuścił pokój.
-Pojechał do szpitala. Jego mama musiała iść do pracy - pokiwała tylko apatycznie głową, nawet się nie odzywając .
- Przykro mi Tinka. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz - szepnął. Nie miał pojęcia co więcej może jej powiedzieć. Wkurzała go jego własna bezradność. Nie potrafił jej pomóc. Nie mógł zrobić niczego, żeby choć trochę jej ulżyć.
-Chcesz wiedzieć co czuję?- odezwała się tak cicho , że ledwo ją słyszał. Uniosła głowę, patrząc mu w oczy - strach bo zostaliśmy sami. Ale jednocześnie ulgę, bo już nikt nie będzie okładał mnie pięściami. I ta cholerne ulga sprawia , że czuję do siebie odrazę.
-To normalne Tinka....
-Normalne? - przerwała mu podnosząc głos- normalne jest , że w jakiś sposób cieszę się bo zginął mój ojciec? To jest wstrętne. Obrzydliwe. Ale ja nie potrafię inaczej. Nie potrafię, rozumiesz?

  Jej ramionami znów wstrząsnął szloch. Nagle poczuła ogarniający ją coraz większy  strach. Doszło do niej co tak naprawdę oznacza śmierć ich ojca. Zostali sami. A ona był niepełnoletnia. Zerwała się z łóżka.
-Muszę  iść po Dominika. Muszę go stamtąd zabrać. Zanim oni mi go zabiorą.
-Gdzie ? Gdzie go zabierzesz Tina? - zatrzymała się gwałtownie. Philipp miał rację. Nie miała dokąd go zabrać. Nie miała niczego. Domu, pieniędzy. Niczego. Nie miała niczego i nikogo. Osunęła się po ścianie na podłogę. Płacząc i krzycząc równocześnie.


   Od dwóch godzin chodził w kółko po pokoju. Nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Od momentu gdy zamknęły się za nią drzwi. Wciąż zadawał sobie pytanie co takiego się stało. Ani Philipp, ani ten drugi nie chcieli nic mu powiedzieć. Tylko od razu popędzili za nią.

   Nie potrafiąc dłużej wytrzymać. Wyszedł z pomieszczenia  trzaskając drzwiami. I skierował się w stronę pokoju młodszego skoczka. Mając nadzieję , że będzie w środku. Zapukał i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. W momencie gdy dziewczyna osuwała się na podłogę. Dopadł do niej sekundę wcześniej niż Philipp. Gdy spojrzała na niego. Poczuł jej strach. I jej cierpienie.

  Nadal nie wiedział co się stało. Ale czuł , że to coś okropnego. Coś , w czym ani on. Ani Philipp , Nie będą mogli jej pomóc.
-To moja wina- odezwała się nagle. Słyszał w jej głosie nieznośny ból. Podniosła się z podłogi. Nie spuszczając z niego wzroku. Wzroku, w którym widział nienawiść. Nienawiść do wszystkich w okół  - nic by się nie stało. Gdybym nie poszła z Tobą na górę. Gdybym nie była taka głupia.
-To nie jest niczyja wina. A już na pewno nie Twoja Tinka - Richard z lekką zazdrością spojrzał na Philippa, gdy dziewczyna bez słowa dała mu się zaprowadzić na łóżko.
-Pójdziesz ze mną do niego? Proszę- zwróciła się do młodszego chłopaka. Kompletnie nie zwracając na niego uwagi.
-Dam znać tylko trenerowi, że nie będzie mnie na treningu- chłopak pocałował ją w czoło, wzbudzając w nim kolejne ukłucie zazdrości i wyszedł z pokoju. Zostawiając ich samych. Freitag niepewnie usiadł przy niej na łóżku. Podniosła na niego wzrok . Choć i tak miał wrażenie, że nie zwraca na niego żadnej uwagi.
-Mogę Ci jakoś pomóc?- nadal nie wiedział co się stało. Czuł jednak , że chce jej pomóc. Chce być teraz blisko niej.
-Ty mi?- prychnęła.
-Widzę , że coś się stało. Dlatego...
-Odczep się ode mnie- przerwała mu - to najlepsze co możesz zrobić.
-Ale....
-Dopiąłeś swego.Przespałeś się ze mną. Możesz pochwalić się kolegom.  Jest tak jak miało być od początku. A co do pieniędzy. Ukradłam Ci je. Nie miałam innego wyjścia. I nie żałuję. Zrobiłabym to jeszcze raz.  Więc jeśli chcesz. Wezwij policję. Już mi nie zależy- zakończyła, patrząc mu dumnie w oczy.
  Chciał coś powiedzieć. Coś zrobić. Najlepiej wziąć ją w ramiona. I sprawić żeby zniknęły wszystkie jej problemy. Nie zrobił jednak tego. Wystraszył się. Tych wszystkich uczuć , które nagle nim zawładnęły.
-Przecież to nie chodzi o policję i te marne parę euro.
-Marne parę euro? - warknęła. Spojrzał na nią zdziwiony- no tak. Wielki Richard Freitag. Dla Ciebie to tylko parę euro. A dla nas to było....
  Przerwała. Zeskoczyła z łóżka. I założyła buty. Nie do końca rozumiał jej wybuch. Położył jej rękę na ramieniu, zanim ubrała kurtkę. Spojrzała na niego z taką pogardą. Że od razu ją zabrał. Wyszła na korytarz. Nie pozostało mu nic innego jak podążyć za nią.
-Poczekaj- ostatni raz spróbował ją zatrzymać.
-Pieprz się Freitag. I daj mi święty spokój- wysyczała przez zaciśnięte zęby, chwytając za rękę Philippa. Który właśnie do nich doszedł.


  Z niepokojem przekroczyła próg szpitalnej sali. Buzia Dominika od razu rozpromieniła się na jej widok. Coś ścisnęło ją za serce. Usilnie starała się walczyć z nadchodzącymi łzami. Uśmiechnęła się w jego stronę. I zajęła miejsce na jego łóżku. Jonas podniósł się i wyszedł na korytarz , zostawiając ich samych.
-Przepraszam , że mnie nie było- przytuliła go, uważając na jego rękę.
-Bałem się. Ale Jonas po mnie przyszedł- odezwał się cicho.
-Gdybym tylko wiedziała...
-Nie przejmuj się. Wiem , że musiałaś wyjść- przerwał jej. Wyrzuty sumienia nie dawały jej jednak spokoju. Ona zabawiała się Freitagiem, gdy jej brat.... Zacisnęła ręce w pięści.
-Powinnam być z Tobą.
-Teraz już będziesz. Teraz gdy go nie ma, będziemy już tylko razem. I wszystko będzie dobrze- wyszeptał. Tina ukryła twarz w dłoniach. Jak miała mu powiedzieć , że tak nie będzie - powiedz coś Tina. Będziemy razem, prawda? Tylko ja i Ty.
  Uniosła głowę. Chłopczyk patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Jego broda zaczęła niebezpiecznie drżeć. Przełknęła ślinę.
-Domi...- przerwała i odetchnęła głęboko- wiesz , że nie jestem jeszcze pełnoletnia . I to wszystko nie jest takie proste.
-Ale to Ty zajmujesz się mną od dawna.
-Wiem. I nadal chcę to robić. Ale nikt mi na to teraz nie pozwoli- po policzkach chłopca zaczęły spływać łzy. Tina sama zaczęła szybko mrugać oczami. Byleby się tylko nie rozpłakać. Przyciągnęła go do siebie. A on od razu wtulił się w jej ramiona.


  Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli. Miała ochotę zabrać go ze szpitala. Uciec daleko stąd. Tak żeby nikt nigdy ich nie znalazł. Wiedziała jednak , że to nierozsądne. I nie może tego zrobić. Bez pieniędzy i dachu nad głową .  Sama , poradziłaby sobie bez problemu. Ale z Dominikiem nie miała szans. Nie mogła , aż tak ryzykować. Musiała być odpowiedzialna. Musiała przede wszystkim myśleć o nim.
-Co teraz Tina?- chłopiec odsunął się od niej. Wbijając w nią wystraszone spojrzenie.
-Nie wiem, Domi. Naprawdę nie wiem- jęknęła. Raczej nie możliwe było. Żeby im obu udało się trafić do jakiejś rodziny. Wiedziała jednak, że Domi ma szansę. Był jeszcze dzieckiem. I na pewno szybko znajdzie się dla niego jakaś rodzina zastępcza. Ona nie mogła na to liczyć.
-Ale nie zostawisz mnie, prawda?- usta chłopca, znów wykrzywiły się w podkówkę. Chwyciła go za ręce i spojrzała mu prosto w oczy.
-Tylko na chwilę Domi. Na parę miesięcy, aż nie skończę osiemnastu lat. Później będziemy już razem.
-Nie!
-Trafisz na pewno do jakiejś fajnej rodziny. Gdzie będą inne dzieciaki w Twoim wieku. A czas szybko minie- starała się by jej głos brzmiał przekonująco.
-Możesz być tam ze mną- prychnął obrażony.
-Jestem już prawie dorosła...
-Właśnie . Jesteś prawie dorosła. Dlatego możesz się mną zająć- złapał ją za słowo.
-Prawie Domi. Dlatego musimy jeszcze trochę wytrzymać.
-Ale ja nie chcę!
-Zrozum, że tak będzie najlepiej. Obiecuję, że w końcu znowu będziemy razem. A Ty obiecaj mi, że będziesz dzielny - uśmiechnęła się do niego. Chcąc dodać mu otuchy.
-Obiecuję - szepnął w końcu. Znów się do niej przytulając. Przełknęła łzy. Nie mogąc pozwolić sobie na płacz, w jego obecności. Odetchnęła z ulgą, gdy w drzwiach pokoju pojawił się Jonas z Philippem. Mały rozpromienił się lekko, na widok tego drugiego.
-Posiedzicie z nim? Pójdę porozmawiać z lekarzem- podniosła się ciężko. Kierując się w stronę drzwi.
-A Richi, Tina? - dobiegł ją nagle cichy głos brata - może on nam pomoże.
-Nie Domi. On teraz nie ma czasu- szepnęła tylko. I najszybciej jak potrafiła wyszła z pokoju.


 Oparła się ścianę, głęboko oddychając. Schowała twarz w dłoniach, a jej ramionami wstrząsnął szloch. Była bezsilna. Nie miała pojęcia co robić. Nie wiedziała co ich czeka. I jak będą wyglądały kolejne dni. Westchnęła. I otarła twarz wierzchem dłoni. Musiała się ogarnąć.

 Rozglądnęła się w poszukiwaniu pokoju lekarzy. I od razu skierowała się w tamtym kierunku. Zapukała słabo i weszła do środka.  Przedstawiła się i zajęła miejsce na brzegu krzesła. W oczekiwaniu wpatrując się w jasnowłosą lekarkę po drugiej stronie biurka.
-Przykro mi z powodu Waszego ojca- Tina z obojętnością pokiwała głową na słowa kobiety. Interesował ją tylko Domi. Nic więcej - Twój brat miał dużo szczęścia. Gdyby nie Twój kolega mogłoby się to skończyć o wiele gorzej. Tak naprawdę Dominik już dzisiaj może stąd wyjść.
-Dzisiaj?- jęknęła. Z jednej strony ucieszyła się. Z drugiej wiedziała co to oznacza. To były tak naprawdę ich ostatnie chwile razem.
-Tak. Z tego co wiem, nie macie żadnej rodziny -  Martina bezwolnie pokiwała głową- dlatego skontaktowałam się już z odpowiednim ośrodkiem. W którym będziesz mogła zamieszkać. Za niedługo ktoś powinien się tutaj zjawić.
-A Domi?- mimo, że spodziewała się tego. Ze złością zacisnęła ręce w pięści.
-Pójdzie do rodziny zastępczej. Nie musisz się martwić. To naprawdę w porządku ludzie. Mają już u siebie dwójkę dzieciaków.
-Nie martwię, tylko...- Martina przerwała. Sama nie wiedząc co powiedzieć. Bo wiedziała, że nie ma innego wyjścia, niż to.
-Wiem, że jesteś bardzo zżyta z bratem. Rozmawiałam trochę z mamą Twojego przyjaciela. Wiem, że nie mieliście łatwo. Uwierz mi, że to najlepsze rozwiązanie. Ty za niecały rok będziesz pełnoletnia. I wtedy możesz starać się o opiekę nad nim. Tylko oboje musicie wytrzymać. Musicie dać radę.
-Wiem- pokiwała głową przełykając łzy- mogę z nim jeszcze chwilę posiedzieć?
-Jasne. I później też będziesz mogła go odwiedzać. Nikt Ci tego nie zabroni- Martina uśmiechnęła się słabo. I szybkim krokiem wróciła do pokoju brata.



wtorek, 5 marca 2019

11

 

  Richard wyszedł z łazienki nie przestając się uśmiechać. Miał wrażenie , że nigdy wcześniej nie był  szczęśliwszy . Że właśnie w jakiś sposób zmienia się jego życie. I to za sprawą jakiejś dziewczyny.  Czego jeszcze kilka godzin temu zupełnie się nie spodziewał. I ciągle jeszcze próbował się przed tym bronić.

      Jedno spojrzenie w kierunku Tiny sprawiło jednak , że uśmiech zniknął mu z twarzy. Stanął  jak wryty  spoglądając to na nią, to na swój portfel leżący u jej stóp. Niedowierzanie w jego oczach, szybko zamieniło się w złość i pogardę. Więc jednak. Nie mylił się wcześniej. Cholerna mała złodziejka. A on przez moment dał jej się omotać.

-To nie jest tak jak myślisz- wydukała zaciskając nerwowo palce. Widziała, że jej nie wierzy. Ona sama by sobie nie uwierzyła na jego miejscu.
-A jak kurwa?- chłopak zacisnął nerwowo szczękę , robiąc krok w jej kierunku. Odsunęła się mimowolnie do tyłu.
-Strąciłam go , gdy brałam wino. Chciałam wszystko pozbierać, gdy...- przerwała. Jej tłumaczenia i tak było bez sensu. Nie wierzył jej. Wyminęła go i chwyciła do rąk kurtkę.
-Wybierasz się gdzieś?- chwycił ją za rękę, przyciągając do siebie.
-Puść- szarpnęła się, próbując się wyrwać. Czuła coraz większy strach.
-Ile?- zacisnęła oczy, walcząc ze łzami, gdy usłyszała pytanie - no ile jestem Ci winny za tę noc?
Nie odpowiedziała. Zamrugała szybko próbując pozbyć się łez. Nie pomogło . Same zaczęły spływać po jej twarzy.
-Pytam ile? Bo chyba nie ogarniam Twojego cennika - puścił ją, podnosząc pieniądze. Chciała uciec , ale stała jak sparaliżowana nie potrafiąc się ruszyć. Wcisnął jej do kieszeni jeansów wszystkie pozbierane pieniądze - wystarczy? Bo raz bierzesz sobie za noc kilka setek, a raz marne dwadzieścia euro. Dziś w końcu pieprzyłaś się ze mną. Więc nie jestem pewny czy wystarczy.
-Ty nie rozumiesz...
-A może dałem Ci za dużo? Sprawdź, bo może starczy na jeszcze jeden numerek?- przerwał jej , gwałtownie ją do siebie przyciągając. Znów się szarpnęła . Nie zareagował. Popchnął ją w kierunku łóżka.
-Posłuchaj mnie, proszę - dziewczyna była przerażona. Wyrwała się i skuliła w jego kącie. Podciągając  nogi pod brodę - daj mi się przynajmniej wytłumaczyć.
-Co Ty chcesz mi tłumaczyć? Próbowałaś mnie kolejny raz okraść. A ja przez moment  myślałem , że się pomyliłem. Że ostatnio źle policzyłem pieniądze. Ale jednak nie . Ty zwyczajnie mi je ukradłaś. Przepraszam. Ty nie kradniesz .Ty po prostu sama zabierasz sobie zapłatę - zaśmiał się kpiąco.

   Martina spuściła głowę. Tak naprawdę nie miała pojęcia co powiedzieć. Wiedziała , że w końcu wpadnie. Od zawsze w jakiś sposób zdawała sobie z tego sprawę. Za każdym razem ryzykowała. Bo po prostu nie miała innego wyjścia. Tylko dlaczego wpadła akurat dzisiaj. Przy nim. Dzisiaj, gdy nie miała zamiaru zabrać ani centa. Łzy nieprzerwanie spływały jej po twarzy. Przysunął się do niej i zmusił żeby na niego spojrzała.
-Jakoś nie słyszę Twoich tłumaczeń- warknął - może Ty dopiero myślisz, jaką bajeczkę mi sprzedać? A może próbujesz mnie zmiękczyć swoimi łzami?
-Nie. Po prostu.. - przerwała na moment.Przełknęła ślinę i odezwała się cicho ponownie  - nic co powiem i tak Cię nie przekona.
-Spróbuj- słyszała kpinę w jego głosie. Nie było w nim nic z chłopaka, z którym kochała się chwilę temu. Któremu była gotowa oddać wszystko. I dla którego była gotowa poświęcić wszystko. Gdy pokręciła przecząco głową, tylko się zaśmiał. Chwytając do rąk telefon  - to co? Może glinom się  szybciej wytłumaczysz?
   Dziewczyna gwałtownie zbladła. Wpadła w panikę. Czuła, że wszystko wali jej się na głowę.  Jak robi jej się gorąco. I nie może oddychać. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.
-Błagam. Zrobię wszystko- wyszeptała . Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła dać się zamknąć. Co wtedy stałoby się z Dominikiem? Nie miał nikogo oprócz niej. Była dla niego wszystkim.  Tak samo jak on dla niej.
-Wszystko?- zaśmiał się ironicznie. Pokiwała głową. Była gotowa zrobić wszystko. Wszystko czego zażąda.


 Richard tak naprawdę sam nie wiedział, dlaczego aż tak bardzo się wkurzył. Przecież gdzieś tam podświadomie, jeszcze kilka godzin temu przeczuwał , że to ona. Może nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli. Ale kołatała mu się po głowie. Bo była to jedyna możliwość. I jedyne wytłumaczenie jego znikających pieniędzy. Których ubytkiem i tak zbytnio się nie przejmował. Bo nawet nie uznał ich braku. Dla niego to było tylko parę euro.

  Dlatego do końca nie rozumiał czemu, aż tak się wściekł. Przez myśl przeszła mu myśl, że przychodziła z nim do pokoju. Tylko dlatego żeby go okraść. A nie dlatego , że jej się podobał. Jak myślał na początku. I , że tak naprawdę to ona w jakiś sposób wykorzystała jego. A nie on ją. Ucierpiała jego męska duma. I chyba to właśnie doprowadzało go do szału.
 Bo poczuł się wykorzystany i rozczarowany. Rozczarowany , bo przez jakąś krótką chwilę. Miał uczucie, że ona jest inna. Niż te wszystkie dziewczyny, które zaliczał bez problemu po każdych zawodach. Że chciałby jeszcze kiedyś to powtórzyć. Że chciałby jeszcze ją spotkać.

  Złość na nią, a może i na siebie. Zupełnie nim zawładnęła. Przestał logicznie myśleć. I nie zwracał uwagi na to, że każdym kolejnym słowem ją krzywdzi.


 Patrzył na nią . Skuloną w kącie jego łóżka. I zastanawiał się co ma z nią zrobić. Gdy chwycił telefon. Żeby zadzwonić na policję. Dziewczyna wpadła w panikę. Spoglądał na nią nie wzruszony, gdy błagała go, żeby tego nie robił.
 Zaśmiał się ironicznie, nie spuszczając z niej wzroku. Ciekawe na ile jej słowa, że zrobi wszystko. Były prawdziwe. Zresztą co ona mogła mu zaoferować. Jedyną rzecz na której mu zależało. Już dostał. Przespał się z nią  bez problemu. Mimo, że wcześniej udawała niedostępną.

  Chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie.  Brutalnie wpił się w jej usta. Tina  szarpnęła się nieznacznie. Gdy nie zareagował , poddała się jego pocałunkom.  Przywierając do niego całym ciałem. Czuł jak mocno bije jej serce. Złość zaczęła się mieszać z rosnącym pożądaniem.  Odsunął ją od siebie. Próbując nad sobą zapanować. Nie chciał kolejny raz wylądować z nią w łóżku. Choć nie. On niczego bardziej w tym momencie nie pragnął. Ale nie mógł do tego dopuścić.

  Dziewczyna nagle uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. W jej niebieskich oczach dostrzegł taki strach, że coś ukłuło go w sercu.
-Dlaczego to zrobiłaś ?- w jednej chwili reszta złości gdzieś uleciała. Ustępując miejsca temu dziwnemu uczuciu.  Którego znów nie potrafił nazwać. Nie potrafił, albo i nie chciał.
-I tak mi nie uwierzysz- odezwała się ledwo słyszalnym szeptem- przecież Ty już , mnie oceniłeś. Już z góry założyłeś kim jestem. I dlaczego zabrałam te pieniądze.
-Spróbuj to zmienić. Spraw żebym zmienił zdanie Tina- szepnął.  Znów chwycił ją za ręce. Wzdrygnęła się. Ale nie zabrała swoich dłoni.
-Ja musiałam. Nie miałam innego wyjścia- spuściła głowę. On nie spuszczał z niej wzroku. Coś w jej głosie sprawiało, że zaczynał jej wierzyć. Wierzyć, że musiała to zrobić. Chciał się jednak dowiedzieć dlaczego. Co lub kto zmusiło ją do tego.
-Ale dlaczego?
  Martina nie zdążyła odpowiedzieć. Bo rozległo się uporczywe pukanie do drzwi. Freitag nie zareagował. Ale gdy pukanie przerodziło się w walenie. Zaklął i podniósł się niechętnie.
 Otworzył drzwi nerwowym ruchem.. Widok za nimi znów wywołał u niego atak złości.
-Jest u Ciebie Tina?- dziewczyna podniosła się z łóżka słysząc głos Philippa. Z jej ust wydobył się jęk, gdy ujrzała go w towarzystwie Jonasa.
 Przyszli tutaj bo coś się stało. Była tego pewna. Przypomniała sobie wyjące syreny. I poczuła panikę ogarniającą ją kolejny raz tego wieczora.

 Freitag niechętnie wpuścił ich do środka. Odwrócił się w stronę dziewczyny i zastygł w pół kroku.
Po jej przeraźliwie bladej twarzy nadal spływały łzy. Nie to jednak było najgorsze. Jeśli kilka minut temu myślał , że się boi. To teraz była wprost przerażona.
 Nie powinien jej tak potraktować. Przegiął , nie miał prawa w ten sposób się do niej odzywać.  Podszedł  do niej, chcąc chwycić ją  za ręce. Ona jednak nie zwróciła na niego żadnej uwagi. Wyminęła go i dopadła do Jonasa.
-Powiedz , że po prostu się o mnie martwiłeś - wyjąkała - błagam Jonas. Powiedz, że przyszedłeś tu tylko dlatego bo bałeś się, że wpakuje się w jakieś gówno.
  Chłopak zacisnął szczękę. Spojrzał błagalnym wzrokiem na Philippa. Ten jednak spuścił tylko głowę, wpatrując się tępym wzrokiem w podłogę.
-Tina...- Jonas przerwał. Chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Odwrócił się jeszcze w stronę Philippa- zabierzesz jej rzeczy?
-Co jest Jonas? Przestańcie się tak zachowywać- przerażenie u dziewczyny zamieniło się w złość. Wyrwała mu się i popędziła w kierunku windy. Dopadła do niej , naciskając przycisk. Ze złością walnęła w jej drzwi , gdy nie przyjechała.
-Poczekaj ! - usłyszała za sobą głos Jonasa. Nie zareagowała. Skierowała się w kierunku schodów. I zbiegła na dół, przeskakując po dwa stopnie na raz.
  Wybiegła przed hotel. Syknęła gdy poczuła zimny wiatr na swoich nagich ramionach.  Nie zatrzymała się jednak. Najszybciej jak potrafiła, pobiegła w kierunku domu.


   Zatrzymała się gwałtownie, kilka metrów przed budynkiem. Poczuła swąd spalenizny. Uniosła głowę, z przerażeniem wpatrując się w widok rozciągający się przed jej oczami.
 Dopadła policyjnej taśmy, którą ogrodzony był jednopiętrowy dom. Jej dom.
-Nie możesz tutaj wejść- ktoś zagrodził jej drogę. Chwytając ją za ramię. Szarpnęła się . Przerażenie dodało jej sił. Popchnęła strażaka stojącego przed nią. Usłyszała przeraźliwy krzyk. Jej krzyk, wydobywający się z jej gardła. Poczuła czyjeś ręce zaciskające się na jej pasie. Ktoś uniósł ją do góry. Ktoś próbował odciągnąć ją do tyłu. Zaczęła wyrywać się i kopać. Musiała tam wejść. Tam był Domi. Jej Domi. Jej brat.