niedziela, 30 grudnia 2018
2
Martina zdenerwowana weszła do pięciogwiazdkowego hotelu. I z zainteresowaniem rozglądnęła się po obszernym holu. Gdy nikt nie zwrócił na nich uwagi, skierowała swoje kroki w kierunku, z którego dobiegała głośna muzyka. Ciągnąc chłopaka za rękę.
Nadal lekko zestresowana przekroczyła próg dyskoteki. Po krótkiej chwili dojrzała pustą lożę i z westchnieniem ulgi zajęła miejsce. Nie czuła się tutaj zbyt dobrze. To miejsce jakoś ją przytłaczało. Miała wrażenie, że zaraz ktoś ją stąd wyrzuci. Bo tutaj nie pasuje.
Nie chciała tu być. Bała się. Miała dziwne przeczucie, że coś będzie nie tak. Właśnie miała zamiar poprosić Jonasa , żeby stąd poszli. Gdy zauważyła, że chłopak gdzieś zniknął. Zostawiając ją samą. Jeszcze tego jej brakowało. Policzyła w myślach do dziesięciu próbując się uspokoić. Ciągle rozglądając się nerwowo wokół siebie.
Zmrużyła oczy przyglądając się zawodnikom , pojawiającym się z każdej strony. Głębiej wcisnęła się w miękką kanapę, gdy obok przeszło kilku reprezentantów Niemiec. Wiedziała , że dwóch z nich mieszkało dosłownie kilka przecznic obok niej. Często mijała ich na ulicy. Nigdy nie zaszczycili jej nawet spojrzeniem, ale nie chciała ryzykować. Nie miała pojęcia czemu tak się bała. Przeważnie, nie zwracała uwagi na to czy ktoś ją zna.
Odetchnęła gdy Jonas w końcu usiadł na przeciwko niej. Podsuwając pod nos piwo.
-Tylko nie pytaj skąd mam kasę- mrugnął do niej, a ona łapczywie upiła kilka łyków. Próbując opanować rosnące zdenerwowanie.
-Tinka?!- podniosła gwałtownie głowę słysząc swoje imię. Nikt nigdy nie mówił do niej Tinka. Nikt oprócz Philippa. I to właśnie Philipp stał przed nią uśmiechając się od ucha do ucha. Mimowolnie uśmiechnęła się i stanęła przed nim. Chwycił ją mocno w pasie i zakręcił w okół siebie.
-Nie mogę uwierzyć, że to Ty- zaśmiał się stawiając ją na ziemi. Ona też nie mogła w to uwierzyć. Przecież dosłownie kilka godzin temu o nim myślała.
Zadarła głowę i przyjrzała mu się uważnie. Ani trochę nie przypominał chłopca którego zapamiętała z dzieciństwa. Z którym spędziła długie godziny na zabawie i wzajemnym dokuczaniu sobie. Pamiętała jak inne dzieciaki śmiały się z nich nazywając zakochaną parą. Byli wprost nierozłączni i wszędzie chodzili razem. Był od niej starszy o rok. I mimo , że chodził do klasy wyżej wszystkie przerwy spędzali razem na szkolnym boisku. A po lekcjach zazwyczaj czekali na siebie, żeby razem wracać do domu.
A później zmarła jej mama i najpierw nie miała ochoty wychodzić ze swojego pokoju. A potem na okrągło zajmowała się bratem. A on poświęcał coraz więcej czasu na treningi. I tak ich drogi pomału się rozeszły.
-Philipp Raimund , to naprawdę Ty- zaśmiała się lekko- trochę się zmieniłeś.
-Trochę?- prychnął rozbawiony - Ty za to w ogóle. Dalej jesteś taką małą, uroczą dziewczynką.
Walnęła go w ramię, ciągle się śmiejąc. Po chwili jednak spoważniała. Jego towarzystwo trochę utrudniało jej zadanie. Usiadła chwytając do ręki piwo. Po chwili zaskoczona poczuła jak chłopak zajmuje miejsce przy niej. Przy lekkim niezadowoleniu Jonasa.
-Nie wracasz do kumpli?- zerknęła na niego z boku.
-Ciągle się z nimi widuję. A z Tobą nie rozmawiałem od ładnych paru lat -mrugnął do niej. Uśmiechnęła się do niego. I już po kilku minutach, całkowicie zapomniała o zdenerwowaniu.
-Chyba nie jestem Ci dzisiaj potrzebny- Jonas dopił piwo i podniósł się miejsca. Czuł się jak piąte koło u wozu w ich towarzystwie. Martina nie zwracała na niego żadnej uwagi pochłonięta rozmową z dawnym przyjacielem. Co chwilę wybuchając śmiechem. Jakby zupełnie zapomniała , po co tak naprawdę tutaj przyszli. Dopiero po jego słowach uniosła głowę, lekko zdezorientowana.
-Nie wygłupiaj się -rzuciła z uśmiechem. Chłopak pokręcił jedynie głową i skierował się w stronę wyjścia. Martina podniosła się i szybkim krokiem podążyła za nim.
-Nie możesz mnie zostawić. Nie poradzę sobie sama- jęknęła.
-Daj spokój. I tak przy nim nic nie załatwisz. A ja nie chcę Wam przeszkadzać- prychnął.
-Zaraz się go pozbędę. Obiecuję Jonas. Tylko błagam nie zostawiaj mnie samej.
-Odpuść dzisiaj . I baw się dobrze . Pierwszy raz w życiu masz okazję się pobawić. Skorzystaj. A kasą będziemy się martwić jutro- pocałował ją w policzek i wyszedł z lokalu. Nie zwracając uwagi na ogarniającą ją panikę.
Martina została sama. I nagle poczuła się jak mała , bezbronna dziewczynka. Stałą pośrodku wielkiej sali, nie wiedząc co zrobić. Z niepokojem rozglądnęła się w około. Jej wzrok zatrzymał się na Philippie który nadal zajmował miejsce w jej loży. Westchnęła cicho i ruszyła w jego stronę.
Wiedziała, że nie może odpuścić. Jutro może nie mieć okazji. Bała się, nigdy jeszcze robiła tego bez Jonasa. Nie miała pojęcia jak sobie poradzi sama. Kto jej pomoże jak sytuacja zabrnie za daleko.
Była już prawie przy stoliku, gdy poczuła jak coś zimnego zalewa jej piersi i cały przód sukienki. Zaklęła głośno, podnosząc głowę. Spuściła ją tak samo szybko. Tracąc resztkę pewności siebie.
Czy naprawdę z wszystkich zawodników w klubie, musiała wejść akurat na kogoś miejscowego.
-Przepraszam- wyjąkała tylko, patrząc w podłogę. Błagała w myślach, żeby chłopak sobie poszedł. Ten jednak nie miał chyba takiego zamiaru. Gdy uniosła głowę ciągle stał w miejscu , bezczelnie gapiąc się w jej dekolt.
-Jesteś stąd? Bo chyba się jeszcze nie znamy- rzucił nie spuszczając z niej wzroku. Czuła jak się czerwieni, pod jego spojrzeniem. Znów zaklęła, rzucając błagalne spojrzenie w stronę Philippa. Chłopak od razu przy niej stanął.
-Nic Ci nie jest?
-Nic- prychnęła , odzyskując głos. Jego obecność jak zawsze ,dodawała jej odwagi- oprócz tego, że śmierdzę jakbym się wykąpała w beczce piwa.
-Naprawdę znalazłeś sobie niezły sposób na podryw Freitag - rzucił w kierunku kumpla, na co Martina jeszcze mocniej się zaczerwieniła. Ten zaśmiał się tylko, nadal nie odrywając od niej wzroku.
Westchnęła wkurzona. Była mokra i śmierdząca. W tym stanie raczej niczego nie załatwi. Jonas miał chyba rację, musiała dzisiaj odpuścić. Pochyliła się nad stolikiem , zabierając kurtkę. Czuła wzrok skoczka na swoim tyłku. Prychnęła nieznacznie i się wyprostowała.
-Będę się zbierać- wspięła się na palce, całując Philippa w policzek. Chłopak chwycił ją w pasie, przytulając do siebie.
-Mam nadzieję , że teraz spotkamy się szybciej niż za siedem lat- szepnął jej do ucha. Chyba trochę zawiedziony, że już wychodzi. Uśmiechnęła się , mając jednak nadzieję , że to nie nastąpi. Odwróciła się na pięcie, kompletnie ignorując sprawcę całego zamieszania.
Wyszła przed hotel. Trzęsąc się z zimna. Mokra sukienka nie polepszała jej sytuacji. Oparła się o ścianę budynku. Zastanawiając się co dalej.
Była wściekła. Straciła pół nocy, a miała tylko dwadzieścia euro. Przez myśl przeszło jej , że mogłaby przecież pobiec się przebrać.Zadzwonić do Jonasa. I jeszcze wrócić. Jednak na samą myśl o przyjacielu z dzieciństwa, który zapewne będzie jeszcze w środku, zrezygnowała.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie- wzdrygnęła się słysząc czyjś głos. Freitag stał przed nią uśmiechając się bezczelnie. Z dwoma piwami w rękach.
-W Twoim stanie dwa kolejne piwa są chyba niewskazane - prychnęła odrywając się od ściany- może zamień je na soczek?
Skoczek parsknął śmiechem Odkładając je na ziemię. Wyminęła go i zaczęła iść w kierunku domu. Zdążyła zrobić kilka kroków , gdy chwycił ją za rękę.
-Daj mi spokój- zmierzyła go niechętnym spojrzeniem.
-To może zacznę od przepraszam?- z jego twarzy nie schodził uśmiech, czym doprowadzał ją do szału.
-Przeprosiny przyjęte- rzuciła byleby się odczepił- a teraz wybacz, jest mi zimno bo jakbyś nie zauważył jestem cała mokra.
-Nie da się nie zauważyć- jego wzrok znów na chwilę zatrzymał się na jej piersiach. Gdy zorientował się , że zauważyła jego spojrzenie uśmiechnął się bezczelnie - Przestań się wygłupiać. Jeszcze się rozchorujesz. I będę miał wyrzuty sumienia.
-Wybacz, ale niezbyt interesują mnie Twoje ..- przerwała , bo pociągnął ją za rękę, nie zwracając uwagi na jej opór.
-Dam Ci coś suchego, a to szybko wyschnie.
Martina wybuchnęła głośnym śmiechem, po jego słowach. Czy on naprawdę myślał , że da mu się zaciągnąć do hotelowego pokoju. Chłopak puścił jej dłoń i podniósł z ziemi piwa, podając jej jedno.
Dziewczyna stanęła, niepewna co ma zrobić. Wiedziała, że najmądrzejszym posunięciem. Będzie zignorowanie go i pójście do domu. Ale właśnie w tej chwili zdała sobie sprawę, co znaczy jego zaproszenie na górę.
Otwierała się przed nią szansa na zdobycie większej gotówki. Co kusiło ją jak nigdy. Z drugiej strony, bała się iść z nim do pokoju. Tym bardziej , że nie było w pobliżu Jonasa.
Wiedziała przecież na co Freitag liczy. A do tego nie miała zamiaru się posunąć. Zmierzyła go od góry do dołu. Chłopak był już lekko wstawiony. Ale nie na tyle by nie pamiętać co się stało. Kalkulowała czy da radę zwodzić go jeszcze jakiś czas, aż wypije o jedno piwo za dużo.
Odetchnęła głęboko. Musiała zaryzykować. Przecież, chyba nie zrobi niczego wbrew jej woli. Na jego twarzy pojawił się triumfujący uśmiech , gdy zabrała z jego rąk piwo i weszła do hotelu.
wtorek, 25 grudnia 2018
1
Martina od kilku godzin siedziała z bratem w jej pokoju. Przysłuchując się podniesionym głosom ich ojca i jego kumpli. Miała nadzieję , że całe towarzystwo niedługo wyjdzie bo musiała skorzystać z toalety. A nie miała najmniejszej ochoty pokazywać się im na oczy.
Niestety nie zapowiadało się na to. Przed chwilą zaczęła się druga seria zawodów rozgrywanych w jej rodzinnym Oberstdorfie. I pomiędzy pijackimi okrzykami , dało się czasem usłyszeć głos komentatora.
Prychnęła pod nosem. Czemu nie poszli zwyczajnie na skocznie. Która znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej. Tylko wszyscy zwalili się do jej domu. Choć to w sumie było logiczne. Bilety kosztowały sporo kasy, którą teraz mogli wydać na alkohol.
Nie mogąc już dłużej wytrzymać , wyszła z pokoju. Mając nadzieję przemknąć niezauważenie. Niestety.
-Tina ! - krzyk jej ojca rozległ się gdy już dotykała drzwi łazienki. Chciała go zignorować. Ale mężczyzna pojawił się po chwili obok, szarpiąc ją za ramię- zrób nam coś do jedzenie.
-Ciekawe co- prychnęła pod nosem.
-Nie dyskutuj ze mną- szarpnięcie powtórzyło się. Martina przymknęła oczy. Licząc w myślach do dziesięciu- kazałem Ci zrobić coś do jedzenia.
-W domu nic nie ma . Ledwo starczyło na śniadanie do Dominika- odezwała się cicho. Skuliła się w sobie. Już wiedząc co nastąpi. Poczuła pięść ojca na policzku . I cienka strużka krwi spłynęła z jej wargi.
-Masz robić co Ci każę- warknął. Uniosła głowę , patrząc mu prosto w oczy. Łzy złości paliły ją pod powiekami.
-Nie będziesz mi rozkazywać- już w momencie wypowiadania tych słów przygotowała się na kolejne uderzenie. Nie spuszczała z niego wzroku, widziała jak już unosił rękę.
-Zostaw ją Eric. I tak nie jesteśmy głodni- jeden z mężczyzn stanął przy nich. I chwycił go za ramię. Martina odetchnęła z ulgą.
-Pieprzona gówniara- rzucił jeszcze w jej stronę, zanim wrócił do pokoju. Dziewczyna starła krew z ust wierzchem dłoni.
-Nic Ci nie jest?- dopiero teraz zauważyła , że facet który stanął w jej obronie ciągle przy niej stoi. Był sporo młodszy od jej ojca. I chyba najtrzeźwiejszy z całego towarzystwa.
-Wszystko ok- rzuciła tylko, odwracając się w stronę drzwi łazienki. Gdy wyszła po kilku minutach, wciąż stał w tym samym miejscu. Wbiegła po schodach przeskakując po dwa stopnie naraz, ciągle czując na sobie jego wzrok.
Gdy w końcu na dole zapadła upragniona cisza. Martina pocałowała chłopca w czoło. I okryła go mocniej kołdrą. Po cichu wyszła z pomieszczenia , kierując się ku schodom. Po chwili wróciła się jeszcze, wpadając do swojego pokoju. Zabrała swoją kołdrę i jeszcze raz weszła do brata. Mały uśmiechnął się przez sen , gdy owinęła go kolejnym przykryciem.
Zamknęła drzwi i zbiegła na dół. Szybko wciągnęła buty oraz kurtkę i wyszła na zewnątrz. Nerwowo spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Mogła powiedzieć , że miała dziś szczęście. Całe towarzystwo zabrało się do domów. A ojciec zasnął wcześniej, niż się spodziewała. Do tego Dominik , też dał się zagonić wcześniej do łóżka i teraz już spał, nie martwiąc się o nią.
Wiedziała , że ojciec nie wstanie do rana. Więc miała sporo czasu żeby załatwić jakieś pieniądze.
Nie lubiła tego robić. Ale tak naprawdę nie miała innego wyjścia. Ona nie musiała jeść i nie potrzebowała nowych rzeczy. Przyzwyczaiła się już do ciągłego uczucia głodu i wyśmiewania przez rówieśników. Zresztą od dawna nie pojawiała się już w szkole. I nie zadawała się z nikim innym oprócz Jonasa.
Ale Dominik miał dopiero siedem lat. Potrzebował jedzenia. Nowych ubrań i książek do szkoły. Do tego ostatnio często chorował. I leki też kosztowały. A na ojca nie mogła liczyć. Wściekał się za każdym razem, gdy próbowała wyciągnąć od niego jakieś pieniądze na lekarstwa. Tak jakby to była wina chłopca, że chorował. Zresztą ostatnio, rzadko dawał jej nawet na podstawowe produkty. Z każdym kolejnym rokiem , po śmierci mamy. Pił coraz więcej. Tak jakby tylko on cierpiał. Jakby nie widział, że jej też jest ciężko. Że czasem zupełnie sobie nie radzi. Że ona razem, z mamą straciła też jego.
Kilka razy próbowała znaleźć normalną pracę. Ale nikt nie chciał przyjąć siedemnastolatki, bez szkoły i żadnego doświadczenia. Zresztą gdyby wyszło na jaw , że pracuje. Ojciec i tak zabierałby jej pieniądze. Do tego , chłopiec ostatnio opuszczał sporo lekcji. I nie miała sumienia zostawiać go samego na cały dzień w domu.
W nocy to było co innego. Mały spał. I nie musiała się przejmować, że coś głupiego wpadnie mu do głowy.
Dlatego mimo tego, że tak bardzo wstydziła się tego co robi. Przynajmniej raz w tygodniu chodziła z Jonasem do knajp lub dyskotek. Najczęściej jeżdżąc do pobliskich miasteczek. Żeby nie wpaść na kogoś miejscowego. Dziś mogła zaryzykować. I zostać tutaj. Oberstdorf aż pękał z nadmiaru turystów. Którzy przybyli na zawody.
Wiedziała, że jest ładna. I faceci się za nią oglądają. Jonas często jej to powtarzał żartując , że gdyby nie to, że traktuje ją jak siostrę chętnie by się z nią przespał. Czarne włosy sięgały jej prawie do połowy pleców, a duże niebieskie oczy były otoczone długimi rzęsami.
Niezbyt wysoka i szczupła, wyglądała czasem jak niewinne dziecko. Dlatego jeszcze łatwiej szło jej okradanie pijanych gości. . Czasem musiała znosić ich nachalne pocałunki i zbyt natarczywe ręce. Ale nigdy nie bała się , że któryś posunie się dalej. W końcu zawsze znajdowali się w miejscach pełnych ludzi. A jak już dochodziło do sytuacji, gdy któryś chciał ją wyciągnąć na zewnątrz. Jonas szybko ratował ją z opresji.
Czasem udało jej się zwinąć komuś pieniądze w pełnym autobusie. Lub jakieś jedzenie w sklepie. Ale to było o wiele trudniejsze i bardziej ryzykowne. A ona nie mogła, aż tak ryzykować. Miała Dominika. Dlatego , wolała jednak nocne wyjścia z Jonasem.
-Prawie tutaj zamarzłam- prychnęła gdy chłopak w końcu przy niej stanął. Zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem i wybuchnął śmiechem.
-Trzeba było ubrać jeszcze krótszą sukienkę.
-Wiesz , że im krótsza tym łatwiej- też się zaśmiała. Mimo, że cała ta sytuacja jej nie bawiła.
-Tina , to kiedyś źle się skończy- Jonas spoważniał próbując ją zatrzymać.
-Jeśli się boisz, zacznę chodzić sama- rzuciła - puść. Nie będę tutaj stać bo mi zimno.
-Wiesz , że to nie o to chodzi. Ale jak kiedyś nie zdążę na czas? I któryś z tych napaleńców jeszcze zrobi Ci krzywdę?
-Daj spokój Jonas. Zachowujesz się jak Domi- zaśmiała się. Choć ją samą często dręczyły te obawy. Bała się , że będzie musiała posunąć się o krok dalej niż dotychczas. I wtedy nie będzie lepsza, od zwykłej dziwki.
-Nie myślałaś żeby to w końcu gdzieś zgłosić? To nie może trwać wiecznie- stanął na przeciwko niej i dotknął jej policzka- znów Cię uderzył prawda?
-Wiesz, że to niemożliwe. Rozdzielą nas wtedy. A Domi to wszystko co mam. Nie mogę pozwolić , żeby go gdzieś zabrali.
-Ale nie możesz też pozwolić żeby ojciec lał Cię bezkarnie. Kiedyś nie skończy się tylko na siniakach.
-Jeszcze tylko rok, Jonas. Później będę pełnoletnia i będę mogła się starać o opiekę nad bratem.
-A co potem? Myślisz , że wszystkie problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ?Bez szkoły, pracy i pieniędzy? Z czego się utrzymacie?
-A Tobie co dzisiaj odwaliło?- gwałtownie zatrzymała się przed klubem, do którego wlewał się już tłum ludzi. Uśmiechnęła się pod nosem. Pierwszy konkurs Turnieju Czterech Skoczni sprowadził tłumy do ich miasteczka. Będzie sporo ludzi, którym nigdy więcej nie będzie musiała spojrzeć w twarz.
-To takie dziwne , że się martwię o swoją najlepszą przyjaciółkę?
-Jedyne czym ja się martwię, to to czym nakarmię jutro brata. Więc błagam , przestań truć i mi pomóż- chwyciła go za rękę i przeciskając się pomiędzy ludźmi weszli do środka.
-Skąd wziąłeś kasę? - uniosła wzrok gdy , chłopak postawił na stoliku dwa kufle piwa. Wiedziała, że w jego domu też się nie przelewało.Ale on miał przynajmniej oboje rodziców. I żadne z nich nie sięgało po alkohol i nie okładało go pięściami. Niekiedy gdy Dominic był w szkole. Przesiadywała u niego . Rozmawiając z jego mamą. Która zawsze była dla niej miła. I czasem wciskała jej trochę obiadu dla małego. Martina, zawsze miała opory przed przyjęciem czegokolwiek. Wiedziała , że Jonas miał jeszcze trójkę młodszego rodzeństwa. I ledwo wiązali koniec z końcem.
-Czy to ważne?- zaśmiał się, upijając kilka łyków. Uśmiechnęła się i poszła za jego przykładem. Z zaciekawieniem rozglądając się po sporej rozmiarów sali. Która dzisiejszego wieczora była wypełniona po brzegi.
W końcu wypatrzyła jakiegoś chłopaka, który nie spuszczał z niej wzroku. Uśmiechnęła się w jego kierunku. I kopnęła Jonasa pod stolikiem. Zawsze w ten sposób , oznajmiała mu , że ma ją zostawić.
Już po kilku minutach od zniknięcia Jonasa. Miała towarzystwo. Chłopak kilka lat starszy , podszedł do niej z dwoma drinkami. Przedstawił się, mieszając swój słaby niemiecki , z czymś co dla niej brzmiało jak norweski. I zajął miejsce obok. Zaśmiała się , gdy kolejny raz spróbował zacząć rozmowę w jej języku. Chłopak lekko się speszył. A jej już zrobiło się go żal.
-Może angielski?- zaproponowała. Nils z tego co zrozumiała, odetchnął z ulgą. Martina znów się zaśmiała. I podziękowała w myślach za to, że angielski był jedynym przedmiotem w szkole którego nie zawaliła.
Przez kolejne minuty przysłuchiwała się relacji chłopaka z dzisiejszych zawodów. Narzekania na dobrą formę innych skoczków, a słabszą Norwegów. Nils z każdym kolejnym drinkiem robił się coraz bardziej rozmowny. I przysuwał się do niej bliżej. Rozglądnęła się zdenerwowana , gdy poczuła jego dłoń wędrującą w górę jej uda. Lekko się uspokoiła widząc Jonasa w pobliżu. I sama przyciągnęła do siebie chłopaka. Chciała to jak najszybciej zakończyć. Chciała stąd wyjść i wrócić do brata. Wsunęła rękę do jego kieszeni, szepcząc mu do ucha. Sprawnym ruchem wyciągnęła pieniądze . Które chłopak kilka chwil wcześniej do niej włożył, jak wracał z baru.
Na początku zamierzała zabrać mu portfel. Ale Nils wydawał jej się dość miły i jakoś zaczęły ją ogarniać wyrzuty sumienia. W końcu był obcokrajowcem i miałby sporo problemów bez dokumentów w obcym kraju. Zacisnęła rękę w pięść, zgniatając kilka banknotów i szybko się podniosła.
-Przepraszam na chwilę, muszę do łazienki- posłała w jego stronę uśmiech i oddaliła się pewnym krokiem. Odetchnęła na widok Jonasa czekającego za rogiem z kurtką. Ubrała się szybko i oboje wybiegli na zewnątrz.
Dopiero kilka metrów dalej, spojrzała na banknoty trzymane w ręce. Przeliczyła je szybko i zaklęła ze złością.
-Dwadzieścia euro? Naprawdę?
-Nie zabrałaś portfela?- Jonas parsknął śmiechem spoglądając na jej minę.
-Jakoś żal mi się go zrobiło- jęknęła, no co chłopak prawie zwinął się ze śmiechu- idiotka ze mnie , wiem. Nie wystarczy nawet na kilka dni.
-Wymyślimy coś. Nie martw się- Jonas przestał się śmiać, widząc smutek na twarzy przyjaciółki. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie . Po czym pociągnął ją za rękę w tylko sobie znanym kierunku- chodź.
-Nie mogę tam wrócić. Gościu nie da mi spokoju- prychnęła , zatrzymując się.
-A kto mówi , że wracamy? - znów się zaśmiał- wiesz , że dzisiaj były zawody?
-Trudno było nie zauważyć- zatrzęsła się z zimna. Było jej coraz chłodniej. Nagle spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami- chyba nie chcesz ...
-A niby czemu ? Tam załatwisz zapewne więcej niż dwadzieścia euro- pociągnął ją za ramię. Ta jednak nadal stała , nie bardzo wiedząc co zrobić.
-Ale..
-Nad czym się zastanawiasz? Tacy jak oni nawet nie zauważą jak zniknie im parę euro- chwycił jej dłoń i pociągnął w kierunku hotelu w którym zatrzymywali się zawodnicy .
wtorek, 18 grudnia 2018
Prolog
-Jeszcze chwilę- Martina przekręciła się na drugi bok, naciągając na głowę kołdrę. Była wykończona i miała wrażenie , że dopiero kilka minut temu położyła się do łóżka.
-Tina jestem głodny- płaczliwy ton głosu jej młodszego brata sprawił , że momentalnie otworzyła oczy. Odsunęła kołdrę i wciągnęła go do swojego łóżka licząc , że jeszcze przez chwilę będzie mogła pospać. Poczuła jak chłopiec, zmarznięty przytula się do jej pleców.
-Ogrzej się trochę, bo znów się rozchorujesz- odezwała się cicho, nakrywając go. I mocniej do siebie przytulając. W pokoju było czuć przejmujący chłód i była pewna , że jest tak w całym domu.
-Jestem głodny- powtórzył. A Martina widziała, że walczy z nadchodzącymi łzami.
-Poczekaj chwilę- usiadła i zsunęła nogi z łóżka. Skrzywiła się , gdy jej stopy dotknęły podłogi. Prychnęła pod nosem ze złości. Była końcówka grudnia, a oni jeszcze ani razu tej zimy nie mieli włączonego ogrzewania w domu.
Naciągnęła na siebie bluzę. I najciszej jak mogła wyszła z pomieszczenia. Z pokoju obok dobiegało ją chrapanie ojca. No tak, przecież była niedziela. Nienawidziła weekendów. Ich ojciec miał wtedy wolne i nigdy nie wiedziała jak będą wyglądały najbliższe godziny.
A może jednak wiedziała. W końcu każdy jego wolny dzień kończył się tak samo. Pijacką awanturą, często zakończoną kolejnymi siniakami na jej ciele. W ostatnim czasie zresztą nie tylko weekendy tak wyglądały. Ojciec pił coraz częściej. I czasem zastanawiała się jakim cudem jeszcze ma pracę.
Na samą myśl o tym , że mógłby ją stracić, ogarnęło ją przerażenie. Już teraz na wszystko brakowało im pieniędzy. Często nie miała za co kupić nawet chleba. Jego zazwyczaj nie interesowało, że razem z Dominikiem , chodzą głodni. Tak naprawdę ona chodziła głodna chyba na okrągło. Chowając swoje jedzenie na kolejny dzień dla brata.
Jęknęła gdy otworzyła lodówkę. Reszta mleka w kartoniku , kilka plasterków sera i jakiś pasztet. Za to alkoholu w niej nie brakowało. Kilkanaście puszek piwa i dwie butelki wina. Zaklęła pod nosem. Wyciągnęła mleko , modląc się żeby w szafce były jeszcze płatki.
Odetchnęła z ulgą gdy potrząsnęła puszką . Podgrzała mleko i zalała resztkę czekoladowych kulek. W momencie gdy chłopiec stanął za jej plecami.
-Nie lubię płatków z ciepłym mlekiem- prychnął.
-Wiem Domi. Ale musisz zjeść coś ciepłego- uśmiechnęła się do niego i nastawiła wodę na kawę.
Chwyciła za telefon i szybko wybrała numer przyjaciela. Stanęła przy oknie i oparła czoło o lodowatą szybę. Paznokciami zaczęła zeskrobywać z niej szron , czekając aż odbierze.
-Wiesz która jest godzina?- usłyszała jego zaspany głos.
-Jonas nie marudź. Potrzebuję Cię wieczorem - odezwała się, nie odrywając się od okna.
-Tina , to nie skończy się dobrze- jęknął.
-Wiesz , że nie mam wyjścia- rzuciła krótko , wyłączając się. Zalała kawę i skrzywiła się nieznacznie, przypominając sobie, że nie ma już mleka.
Znów podeszła do okna. Ulice Oberstdorfu były pokryte śniegiem. Który ani na moment nie przestawał sypać. Dzisiejsze zawody odbędą się zapewne w cudownej atmosferze.
Mimo wszystko uśmiechnęła się do siebie. Przypominając sobie swoje ostatnie zawody oglądane na żywo, wraz z rodzicami na Audi Arenie. Pamiętała jaką radość odczuwała będąc tam z nimi. I ze swoim przyjacielem z dzieciństwa który , właśnie wtedy zaczynał przygodę ze skokami. Przez moment próbowała przypomnieć sobie twarz Philippa. Nie rozmawiała z nim od siedmiu lat. Od urodzenia się Dominika. Od śmierci mamy. Nie miała pojęcia jak to możliwe. Przecież nadal mieszkał w tym samym miejscu. Kilka ulic od niej. Czasem widziała go na ulicy. Czasem przeczytała jakiś artykuł o nim. W lutym zdobył drużynowo złoty medal na mistrzostwach świata juniorów. A w te wakacje razem z kumplami wygrał drużynowe mistrzostwo Niemiec. Mimo , że nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Miała nadzieję , że kiedyś uda mu się stanąć na najwyższym stopniu podium TCS. Wiedziała, że marzył o tym od dziecka. Zawsze się śmiała, gdy mówił, że swoją wygraną zadedykuje właśnie jej. Miała wtedy tylko dziesięć lat. I myślała że nic złego ją w życiu nie spotka. I całe życie spędzi na beztroskiej zabawie z Philippem. Otarła zbierające się w jej oczach łzy. Nie mogła płakać. Odwróciła się w stronę brata, siląc się na uśmiech. Dominik kończył jeść i nie spuszczał z niej wzroku.
-Znowu wychodzisz w nocy? Nie chcę zostawać z nim sam- głos mu się łamał. A jej pękało serce gdy na niego patrzyła.
-Nie wyjdę dopóki nie zaśnie. Obiecuję- usiadła przy bracie, obejmując go ramieniem.
-Nie idź.
-Wiesz , że muszę. Jak nie pójdę. Jutro nie będziemy mieć nawet śniadania.
-Boję się , że kiedyś nie wrócisz. Ktoś Cię złapię, albo co gorsza zrobi Ci coś złego- chłopiec walczył z nadchodzącymi łzami. Ona zresztą też.
-Nic złego mi się nie stanie. Przysięgam- odpowiedziała jednak pewnie. Nie bała się. Nikt nie mógł skrzywdzić jej mocniej, niż ich własny ojciec.
Subskrybuj:
Posty (Atom)