-Obejrzysz ze mną zawody?- Martina drgnęła na dźwięk głosu brata. Który nagle pojawił się za jej plecami.
-Zawody?- uniosła głowę wpatrując się w niego, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
-No skoki. Zaraz zaczyna się konkurs.
-A ojciec?- dziewczyna nie miała pojęcia co robi. Słyszała jak wrócił z pracy. Ale teraz na dole panowała niczym nie zakłócona cisza.
-Wyszedł gdzieś- mały uśmiechnął się, ciągnąc ją za rękę.
-A lekcje zrobiłeś?- westchnęła ciężko, gdy chłopiec pokiwał twierdząco głową. I z rezygnacją wyszła za nim z pokoju. Uśmiechnęła się, gdy zadowolony rozsiadł się na kanapie i włączył telewizor.
-Zrobię nam coś do picia- rzuciła i oddaliła się w kierunku kuchni. Naprawdę nie miała siły tego oglądać. Ale nie chciała sprawić chłopcu przykrości. Który odkąd poznał osobiście skoczka, starał się śledzić na bieżąco wszystkie relacje. Wyciągnęła z szafki dwa kubki i nalała mleka do garnka. Włączyła gaz i stanęła przy oknie .
Z drugiej strony oglądając zawody. Znów go zobaczy . Może tylko na ekranie telewizora, Ale go zobaczy. Wróciła myślami do ich ostatniego spotkania w McDonaldzie. Przymknęła oczy , przypominając sobie jego pocałunki. Zadrżała na samą myśl o jego rękach, przyciągających ją do siebie. Wsuwających się pod jej bluzę , pod spódniczkę. Czuła jak oblewa ją fala gorąca.
-Co tak śmierdzi?- odwróciła się gwałtownie, słysząc brata. Postawione na gazie mleko, wylewało się z garnka zalewając palnik. Zaklęła pod nosem. Co się z nią działo, do cholery?
-Przepraszam Domi. Zamyśliłam się- chwyciła garnek i wylała resztę mleka do zlewu. Umyła go i zajęła się czyszczeniem kuchenki.
-Pospiesz się , zaraz się zacznie- mały spojrzał na nią z uśmiechem i popędził do pokoju. A ona po raz kolejny zajęła się przygotowaniem kakao.
Tym razem nie spuszczała wzroku z garnka. I odpędzała myśli o brunecie wdzierające się jej do głowy.
W końcu chwyciła kubki z gorącym napojem i skierowała swoje kroki do pokoju. Usiadła przy bracie, odstawiając kakao na stół. Przyciągnęła brata do siebie i nakryła ich kocem.
Z niecierpliwością wpatrywała się w ekran, czytając kolejne nazwiska na liście startowej. Większość z nich nic jej nie mówiła. Tak naprawdę znała tylko Philippa. Nigdy jakoś specjalnie nie interesowała się sportem.
-To już?- prychnęła gdy lista z nazwiskami zniknęła z ekranu. A ona nie zobaczyła na niej tego na którego czekała. Mimo, że usilnie starała się przed tym bronić.
-Ponad sześćdziesiąt zawodników to mało?- Domi przyjrzał jej się uważnie, na jego ustach błąkał się cwany uśmieszek. Jakby wiedział o kim myśli jego siostra.
-No nie. Tak tylko pytam, Nie znam się i ....- zaczęła się plątać. Czuła jak jej policzki pokrywają się rumieńcem.
-I szukasz Richiego. Prawda?- chłopiec wybuchnął niepohamowanym śmiechem. A ona zaczerwieniła się jeszcze mocniej.
-Wcale nie- prychnęła. Czy to co się z nią działo, było aż tak widoczne. Że zauważył to jej młodszy brat.
-Nie znajdziesz go- mały ciągle się śmiał. A ona spojrzała na niego z nagłym zainteresowaniem - to mistrzostwa świata juniorów.
-Juniorów?- jęknęła , a jej twarz wykrzywił grymas rozczarowania.
Chwyciła do rąk kubek i upiła kilka łyków. Oparła się wygodnie. I mimo braku Freitaga , spróbowała skupić się na rozgrywanych zawodach.
Ożywiła się gdy na belce startowej pojawił się Philipp. Zacisnęła kciuki , błagając żeby dobrze mu poszło. Nawet teraz, po tylu latach, nadal go lubiła. I chciała żeby mu się udało.
Stęknęła gdy zachwiał się przy lądowaniu. I mimo niezłej odległości , szans na podium w dzisiejszych zawodach raczej już nie miał.
Stęknęła gdy zachwiał się przy lądowaniu. I mimo niezłej odległości , szans na podium w dzisiejszych zawodach raczej już nie miał.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy po skończonych zawodach zerknęła na brata. Z błyszczącymi oczami wpatrywał się w podium . Na którego drugim stopniu stał jakiś niemiecki zawodnik. Szkoda, że to nie Philipp, przemknęło jej przez głowę. Ale srebrny medal zawodnika z jej kraju. Też ją cieszył. Wyłączyła w końcu telewizor i pogoniła małego pod prysznic.
Zabrała puste kubki i poszła do kuchni. Liczyła na to, że uda jej się zrobić bratu kolację. Zanim wróci jej ojciec. Nie miała ochoty go oglądać. Nie chciała , żeby jego widok zniszczył jej dość dobry dzisiaj humor . Nie pamiętała już kiedy spędzili razem z bratem, popołudnie przed telewizorem. W ciszy i spokoju. Bez pijanego ojca za ścianą. I bez awantury.
Już prawie skończyła , gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Przeklęła i chwyciła do rąk, talerz z kanapkami. I kubek herbaty.
- Zrobiłaś kolację- prawie była za drzwiami , gdy dobiegł ją głos ojca.
-Dla Dominika -rzuciła nawet się nie oglądając.
-Możesz mu zrobić kolejną - szarpnął ją za ramię. Zabierając z jej rąk talerz. Skrzywiła się i chciała zaprotestować. Nie zdążyła jednak. Ojciec pchnął ją na ścianę. Straciła równowagę, prawie się wywracając . Czuła gorącą herbatę spływającą po jej nodze. Syknęła i szybko się wyprostowała.
- Posprzątaj to.
- Nienawidzę Cię- wysyczała przez zaciśnięte zęby . Patrząc mu prosto w oczy. Nie spuściła wzroku nawet wtedy , gdy jego pięść wylądowała na jej twarzy.
Kolejne uderzenie sprawiło jednak , że zgięła się w pół. Usłyszała brzęk rozbitego talerza. Kanapki rozsypały się po podłodze. Zacisnęła zęby i walczyła ze łzami. Czując następne uderzenia.
Nagle przerwał. Uniosła słabo głowę, podążając za jego wzrokiem.
-Zostaw ją - kilka metrów od nich stał Dominik. Na jego twarzy widziała złość i nienawiść. Chwyciła ojca za rękę. Gdy zrobił krok w jego kierunku . Nie pozwoli mu na to. Ją mógł okładać ile chciał. Jego jednak nie pozwoli mu dotknąć.
-Kazałem Ci posprzątać ten burdel - szarpnął się. I skręcił do swojego pokoju. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i osunęła się po ścianie na podłogę.
Dominik dopadł do niej ze łzami w oczach i zaczął sprzątać .
-Zostaw Domi. Ja to zrobię - jęknęła i podniosła się powoli.
Chłopiec jednak nie przestawał zbierać rozbitej porcelany i rozsypanego jedzenia.
-Nienawidzę go. Nienawidzę. Tak bardzo chciałbym żeby umarł- zamarła słysząc głos brata. Łzy spływały mu po twarzy.
-Nie mów tak. To nasz ojciec- zaprotestowała cicho. Wiedziała, że jej głos nie brzmiał przekonująco. Przecież sama tak myślała. Sama , tak często życzyła mu śmierci.
-Też go nienawidzisz Tina.
-Domi...
-No co? Przecież mam rację - przerwał jej. Stanął przed nią zaciskając ręce w pięści- gdybym był starszy, gdybym miał więcej siły.
-Nawet nie myśl o takich rzeczach.
-Dlaczego on nas tak nienawidzi? Dlaczego pije i ciągle Cię bije? Dlaczego musisz przez niego robić te wszystkie okropne rzeczy?
-On po prostu pogubił się po śmierci mamy- próbowała go bronić. Tak właściwie nie wiedziała po co.
-Więc to moja wina?- mały uniósł głowę, spoglądając jej w oczy. Przeraziły ją jego słowa.Chwyciła go za ramiona, przytulając do siebie.
-Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy?
-No bo mama umarła, jak się urodziłem. Umarła przeze mnie - odezwał się cicho, a jego twarz znów zalała się łzami.
-Nigdy więcej tak nie mów!- podniosła głos . Zaraz jednak go ściszyła- to nie Twoja wina Domi. To nie jest niczyja wina.
-Ale...
-Mama nie umarła przez Ciebie. Niech Ci to już nigdy nie przyjdzie do głowy - pocałowała go w czubek głowy i posadziła na krześle - poczekaj tutaj. Dokończę sprzątanie. Zrobię Ci kolację i zjemy ją razem. Ok?
Mały pokiwał głową. Miała nadzieję, że wybiła mu te okropne myśli. Jak coś tak koszmarnego mogło wpaść mu do głowy. Nie zwracając uwagi na ból, zamiotła podłogę i przetarła ją mopem.
Szybko przygotowała kolejne kanapki i wręczyła bratu talerz. Sama wzięła do rąk dwa kubki herbaty. I cicho przemknęli na górę.
Uśmiechnęła się lekko gdy już zjedli. A mały ułożył się wygodnie w kącie jej łóżka. Nakryła go kołdrą i na palcach wyszła na korytarz. Z pokoju ojca dobiegało ją chrapanie. Przeszła szybko obok i zamknęła się w łazience.
Spojrzała na siebie w lustrze, ścierając resztkę krwi z kącika ust. Pod okiem zaczął się tworzyć sporych rozmiarów siniak. Oparła się o umywalkę i odetchnęła głęboko. Miała dosyć. Nie miała pojęcia jak długo jeszcze to wytrzyma. Wiedziała, jednak że musi być silna dla brata. Dla niego musiała to przetrwać.
Wzięła szybki prysznic i wróciła do pokoju. Zgasiła światło. I ułożyła się na brzegu łóżka. Wpatrując się w małego.
-To naprawdę nie moja wina?- odezwał się nagle, otwierając oczy. Przełknęła ślinę. I przysunęła się bliżej niego.
-Naprawdę Domi. To nie jest niczyja wina- szepnęła .
-To dlaczego mama umarła? Przecież była jeszcze młoda.
-Czasem tak się dzieje. Że młodzi ludzie umierają. I nic nie możemy na to poradzić.
-Ale Ty nie umrzesz?- głos zaczął mu niebezpiecznie drżeć. A ona sama walczyła z napływającymi łzami.
- Nie umrę. Obiecuję- chłopiec wtulił się w jej ramiona. I po kilku minutach już spał. Martina jeszcze przez kilka godzin wpatrywała się tępym wzrokiem w sufit. Próbując znaleźć jakieś wyjście z ich beznadziejnej sytuacji. Wiedziała jednak , że dopóki nie będzie pełnoletnia. Nie może nic zrobić. I ta świadomość doprowadzała ją wprost do szału.
Martina powoli zwlokła się z łóżka, próbując opanować zawroty głowy. Był początek lutego, a ona tydzień temu wydała ostatnie pieniądze zabrane Freitagowi. Planowała wybrać się gdzieś w zeszły weekend . Ale jakaś pieprzona grypa , unieruchomiła ją w łóżku.
Dziewczyna przez ostatnie dni była tak słaba, że ledwo dawała sobie radę . Z przygotowaniem jedzenia dla brata. Więc o jakichkolwiek wyjściach nie mogło być w ogóle mowy.
Ojcu starała się nie pokazywać na oczy. Co nie było zbyt trudne , zważając na to, że prawie nie wychodziła ze swojego pokoju. Wiedziała , że jedno jego uderzenie, zwaliłoby ją po prostu z nóg.
Dziś czuła się już trochę lepiej , dlatego jak tylko została sama, zadzwoniła do Jonasa, prosząc o przyjście. Chłopak właśnie zadzwonił do drzwi, a ona poczłapała w ich stronę.
-Zrób kawę, a ja szybko się ogarnę- rzuciła tylko przez ramię. Z powrotem wchodząc po schodach.
Wyszczotkowała dokładnie zęby. I trzęsąc się z zimna wzięła szybki prysznic. Teraz stała przed lustrem z przerażeniem wpatrując się w swoje odbicie. Wyglądała jak jakieś zombie. Podkrążone oczy i prawie przeźroczysta cera. Do tego znów schudła parę kilo. Jęknęła , gdy wciągnęła na siebie jeansy. Skrzywiła się i wyszła z łazienki trzaskając drzwiami.
Jonas zmierzył ją krytycznym spojrzeniem , kiedy usiadła przy nim upijając łyk kawy.
-Zjadłaś cokolwiek z tego co przynosiłem?- w jego głosie słyszała wyraźne pretensje. Chłopak codziennie , przynosił jej coś ciepłego. Co akurat przygotowała jego mama. A ona, jak zwykle chowała wszystko dla brata. Który zjadał dopiero wtedy, gdy przysięgała , że jadła wcześniej.
-Zostawiałam dla Dominika- odezwała się cicho. Nie mogła nic na to poradzić. Tak już po prostu miała. On był najważniejszy. Nie ona i jej potrzeby.
-Musisz jeść Tina.
-On rośnie Jonas. I naprawdę bardziej potrzebuje jedzenia.
-On najbardziej potrzebuje Ciebie. Pomyślałaś o tym ?- warknął wyraźnie wściekły chłopak- jak długo dasz radę? Ile jesteś w stanie wytrzymać, nie jedząc?
-Zjem. Obiecuję. Jak tylko załatwię dzisiaj pieniądze.
-Dzisiaj? Całkiem Ci odbiło. Ledwo stoisz na nogach. Naprawdę myślisz , że dasz sobie radę?
-Muszę- jęknęła.
-Nigdzie dziś nie pójdziemy.
-Nie będziesz za mnie decydować Jonas. I tak pójdę- wstała wściekła i podeszła do okna. Odwróciła się w jego stronę i wycedziła przez zaciśnięte zęby- z Tobą czy bez Ciebie. Ale pójdę.
Wiedział, że nie ma sensu z nią dyskutować. I wiedział , też że pójdzie razem z nią. Nie mógł zostawić jej samej. Dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Musiał przynajmniej dopilnować, żeby coś zjadła. Zerwał się od stolika i wybiegł z mieszkania.
Martina westchnęła cicho pewna, że się na nią wściekł. Usiadła przy stoliku , upijając kilka łyków kawy. Podniosła głowę ze strachem , gdy usłyszała trzask drzwi. Była pewna, że ojciec wrócił wcześniej. Uspokoiła się widząc przed sobą Jonasa.
-Nic więcej nie znalazłem w domu. Mama nie zrobiła jeszcze zakupów. Przepraszam- podsunął pod jej nos jabłko i jogurt- i będą stał tutaj tak długo dopóki nie zjesz.
Westchnęła ciężko. Ale mimo wszystko , zrobiło jej się tak ciepło na sercu. Uśmiechnęła się do niego. Był jedyną osobą, oprócz Dominika. Dla której coś znaczyła. Zerwała się z miejsca i uwiesiła mu się na szyi.
-Ogarnij się młoda- prychnął , próbując ją od siebie odsunąć. Szybko jednak zrezygnował, gdy nie chciała się od niego odkleić. Zaśmiał się w końcu , siadając przy stole z nią na swoich kolanach.
-Dziękuję Jonas- podniosła głowę, całując go w policzek. Chwyciła do rąk jabłko, odgryzając kawałek.
-Złaź, no już. Nie przesadzaj- prawie ją z siebie zrzucił, lekko zawstydzony. Dziewczyna znów się zaśmiała. Nie mając zamiaru nawet się ruszyć.
Szybko przygotowała kolejne kanapki i wręczyła bratu talerz. Sama wzięła do rąk dwa kubki herbaty. I cicho przemknęli na górę.
Uśmiechnęła się lekko gdy już zjedli. A mały ułożył się wygodnie w kącie jej łóżka. Nakryła go kołdrą i na palcach wyszła na korytarz. Z pokoju ojca dobiegało ją chrapanie. Przeszła szybko obok i zamknęła się w łazience.
Spojrzała na siebie w lustrze, ścierając resztkę krwi z kącika ust. Pod okiem zaczął się tworzyć sporych rozmiarów siniak. Oparła się o umywalkę i odetchnęła głęboko. Miała dosyć. Nie miała pojęcia jak długo jeszcze to wytrzyma. Wiedziała, jednak że musi być silna dla brata. Dla niego musiała to przetrwać.
Wzięła szybki prysznic i wróciła do pokoju. Zgasiła światło. I ułożyła się na brzegu łóżka. Wpatrując się w małego.
-To naprawdę nie moja wina?- odezwał się nagle, otwierając oczy. Przełknęła ślinę. I przysunęła się bliżej niego.
-Naprawdę Domi. To nie jest niczyja wina- szepnęła .
-To dlaczego mama umarła? Przecież była jeszcze młoda.
-Czasem tak się dzieje. Że młodzi ludzie umierają. I nic nie możemy na to poradzić.
-Ale Ty nie umrzesz?- głos zaczął mu niebezpiecznie drżeć. A ona sama walczyła z napływającymi łzami.
- Nie umrę. Obiecuję- chłopiec wtulił się w jej ramiona. I po kilku minutach już spał. Martina jeszcze przez kilka godzin wpatrywała się tępym wzrokiem w sufit. Próbując znaleźć jakieś wyjście z ich beznadziejnej sytuacji. Wiedziała jednak , że dopóki nie będzie pełnoletnia. Nie może nic zrobić. I ta świadomość doprowadzała ją wprost do szału.
Martina powoli zwlokła się z łóżka, próbując opanować zawroty głowy. Był początek lutego, a ona tydzień temu wydała ostatnie pieniądze zabrane Freitagowi. Planowała wybrać się gdzieś w zeszły weekend . Ale jakaś pieprzona grypa , unieruchomiła ją w łóżku.
Dziewczyna przez ostatnie dni była tak słaba, że ledwo dawała sobie radę . Z przygotowaniem jedzenia dla brata. Więc o jakichkolwiek wyjściach nie mogło być w ogóle mowy.
Ojcu starała się nie pokazywać na oczy. Co nie było zbyt trudne , zważając na to, że prawie nie wychodziła ze swojego pokoju. Wiedziała , że jedno jego uderzenie, zwaliłoby ją po prostu z nóg.
Dziś czuła się już trochę lepiej , dlatego jak tylko została sama, zadzwoniła do Jonasa, prosząc o przyjście. Chłopak właśnie zadzwonił do drzwi, a ona poczłapała w ich stronę.
-Zrób kawę, a ja szybko się ogarnę- rzuciła tylko przez ramię. Z powrotem wchodząc po schodach.
Wyszczotkowała dokładnie zęby. I trzęsąc się z zimna wzięła szybki prysznic. Teraz stała przed lustrem z przerażeniem wpatrując się w swoje odbicie. Wyglądała jak jakieś zombie. Podkrążone oczy i prawie przeźroczysta cera. Do tego znów schudła parę kilo. Jęknęła , gdy wciągnęła na siebie jeansy. Skrzywiła się i wyszła z łazienki trzaskając drzwiami.
Jonas zmierzył ją krytycznym spojrzeniem , kiedy usiadła przy nim upijając łyk kawy.
-Zjadłaś cokolwiek z tego co przynosiłem?- w jego głosie słyszała wyraźne pretensje. Chłopak codziennie , przynosił jej coś ciepłego. Co akurat przygotowała jego mama. A ona, jak zwykle chowała wszystko dla brata. Który zjadał dopiero wtedy, gdy przysięgała , że jadła wcześniej.
-Zostawiałam dla Dominika- odezwała się cicho. Nie mogła nic na to poradzić. Tak już po prostu miała. On był najważniejszy. Nie ona i jej potrzeby.
-Musisz jeść Tina.
-On rośnie Jonas. I naprawdę bardziej potrzebuje jedzenia.
-On najbardziej potrzebuje Ciebie. Pomyślałaś o tym ?- warknął wyraźnie wściekły chłopak- jak długo dasz radę? Ile jesteś w stanie wytrzymać, nie jedząc?
-Zjem. Obiecuję. Jak tylko załatwię dzisiaj pieniądze.
-Dzisiaj? Całkiem Ci odbiło. Ledwo stoisz na nogach. Naprawdę myślisz , że dasz sobie radę?
-Muszę- jęknęła.
-Nigdzie dziś nie pójdziemy.
-Nie będziesz za mnie decydować Jonas. I tak pójdę- wstała wściekła i podeszła do okna. Odwróciła się w jego stronę i wycedziła przez zaciśnięte zęby- z Tobą czy bez Ciebie. Ale pójdę.
Wiedział, że nie ma sensu z nią dyskutować. I wiedział , też że pójdzie razem z nią. Nie mógł zostawić jej samej. Dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Musiał przynajmniej dopilnować, żeby coś zjadła. Zerwał się od stolika i wybiegł z mieszkania.
Martina westchnęła cicho pewna, że się na nią wściekł. Usiadła przy stoliku , upijając kilka łyków kawy. Podniosła głowę ze strachem , gdy usłyszała trzask drzwi. Była pewna, że ojciec wrócił wcześniej. Uspokoiła się widząc przed sobą Jonasa.
-Nic więcej nie znalazłem w domu. Mama nie zrobiła jeszcze zakupów. Przepraszam- podsunął pod jej nos jabłko i jogurt- i będą stał tutaj tak długo dopóki nie zjesz.
Westchnęła ciężko. Ale mimo wszystko , zrobiło jej się tak ciepło na sercu. Uśmiechnęła się do niego. Był jedyną osobą, oprócz Dominika. Dla której coś znaczyła. Zerwała się z miejsca i uwiesiła mu się na szyi.
-Ogarnij się młoda- prychnął , próbując ją od siebie odsunąć. Szybko jednak zrezygnował, gdy nie chciała się od niego odkleić. Zaśmiał się w końcu , siadając przy stole z nią na swoich kolanach.
-Dziękuję Jonas- podniosła głowę, całując go w policzek. Chwyciła do rąk jabłko, odgryzając kawałek.
-Złaź, no już. Nie przesadzaj- prawie ją z siebie zrzucił, lekko zawstydzony. Dziewczyna znów się zaśmiała. Nie mając zamiaru nawet się ruszyć.
Z każdym następnym rozdziałem, coraz mocniej współczuję Tinie i Dominicowi. ☹️
OdpowiedzUsuńNie dość, że są zdani wyłącznie na siebie to na dodatek ich ojciec nieustannie wyrządza im ogromną krzywdę i dostarcza kolejnych cierpień. Jak tak w ogóle można? Nie dość, że regularnie podnosi rękę na swoją córkę to jeszcze nie widzi w tym nic złego. Wcale nie trafiają do mnie tłumaczenia, że to ze względu na śmierć jego żony i ich mamy. To była ogromna tragedia, ale minęło tyle lat, a to są jego dzieci. Zamiast się nimi zająć, najlepiej jak tylko potrafi, bo mają tylko jego. To robi takie rzeczy! Nic dziwnego, że Tina go nienawidzi.
Widać, że dziewczyna nieustannie myśli o Richardzie. Wciąż wspomina ich ostatnie spotkanie i chyba zaczyna za nim tęsknić. Poczuła w końcu spore rozczarowanie, gdy Dominic wyjaśnił jej z jakich zawodów będą oglądać transmisję.
Wyraźnie Richard namieszał jej w głowie.
Tina i Jonas planują kolejne zdobycie pieniędzy. Mam co do tego nie najlepsze przeczucia. Nie dość, że Tina nie najlepiej się czuje to znowu pakuje się w niebezpieczeństwo. Oby wszystko dobrze się skończyło.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Dlaczego ojciec Tiny i Dominica musi być tak okropnym człowiekiem? No naprawdę nie mam słów :( Naprawdę nie mam pojęcia, jak oni to wytrzymują, jak dają sobie radę z tym wszystkim... Przecież są tylko dziećmi i nie zasługują na to, co ich spotyka. Rozumiem, że śmierć mamy, żony wstrząsnęła mężczyzną, ale to nie jest powód do zaniedbywania swoich dzieci, a tym bardziej do bicia ich! Przemoc i alkoholizm nie są żadnym rozwiązaniem, a najbardziej cierpią na tym Tina i Dominic :( Dziewczyna odmawia sobie wszystkiego, byleby tylko jej młodszy brat miał co jeść i zaniedbuje siebie. Dobrze, że w pogotowiu jest Jonas, który nad nią czuwa i pomaga w miarę możliwości. Przecież Tina długo tak nie pociągnie... Musi być silna dla siebie oraz dla brata, który na pewno wszystko przeżywa i nie może znieść tego, jak ojciec traktuje jego siostrę. Jego słowa odnośnie śmierci mężczyzny były brutalne, ale czy można się dziwić temu chłopcu, który nie zaznaje od niego krzty ciepła oraz miłości? Strasznie to wszystko ciężkie :(
OdpowiedzUsuńRichard wpadł Tinie w oko, tego nie da się ukryć :) Nawet Dominic zauważył, że coś się święci ^^ :D Rozwaliła mnie ta scena, w której mówił jej, że nie znajdzie na tych zawodach Richarda, bo to MŚJ :D Hahaha, na pewno musiała być tym rozczarowana. Wspomina ich ostatnie spotkanie, czemu się nie dziwię... Richard to potrafi zakręcić w głowie :)
Tina wybiera się na poszukiwanie pieniędzy i mam nadzieję, że nie wpakuje się w żadne kłopoty.
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*
Jestem! Lekko spóźniona, ale jestem.
OdpowiedzUsuńEh, serio miałam nadzieję, że ojciec Tiny dłużej będzie się trzymał na uboczy. Niestety to nie takie proste. Strasznie współczuję jej i Dominikowi. Ich jedyny opiekun to alkoholik i brutal. Ich życie nie jest łatwe i dopóki Tina nie będzie pełnoletnia na pewno łatwe nie będzie. A i później nie wiadomo, co się tak naprawdę wydarzy.
Dodatkowo Tina nie potrafi zapomnieć o Richardzie. Nie dziwi mnie to specjalnie. W końcu od razu coś między nimi zaiskrzyło. Do tego Dominik strasznie polubił Richarda, a przez to również skoki, więc na pewno jeszcze się zobaczą.
Martwi mnie stan zdrowia Tiny. Mam nadzieję, że to tylko zwykłe przeziębienie połączone z niedożywieniem i niedługo dojdzie do siebie. I zdobędzie pieniądze na jedzenie dla siebie i brata.
Coraz bardziej ciekawi mnie postać Jonasa. Niby jest tylko przyjacielem Tiny, ale tak o nią dba, tak się martwi, że zastanawiam się, czy mnie w tym czegoś więcej?
Niezależnie od wszystkiego na pewno będzie ciekawie. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin